Nici ze świąt

Święta Bożego Narodzenia są okresem pustki myślowej dla sarkastycznego i cynicznego felietonisty. Napiszę coś odpowiednio optymistycznego a znowu któryś ze znajomych powie mi, że wymiękam. Napiszę coś tradycyjnie uszczypliwego a ktoś z czytelników zakrztusi się dojadając resztki wieczerzy wigilijnej. I tak źle i tak niedobrze.

Jakoś uciekła mi w tym roku bożonarodzeniowa euforia. Spędziłem kilka dni w Pradze, gdzie w ciągu dnia zwiedzałem miasto oraz kilka wystaw, po nocach zaś kultywując hrabalowskie atmosferki w zadymionych knajpkach w centrum. Niezbyt świąteczny klimat, nieprawdaż? W dodatku sam charakter obejrzanych ekspozycji też nie był specjalnie „choinkowy“. Zwiedziłem wystawę Czech Press Photo. Piękne i inspirujące zdjęcia, ale tematy „plaga AIDS na Ukrainie“ czy „martwe zwierzęta na czeskich autostradach“ jakoś nie pachniały mi barszczem i sałatką ziemniaczaną. Drugiego dnia z kolei byłem na wystawie biograficznej Leni Riefenstahl, genialnej reżyserki, która tworzyła w latach 30-ych filmy propagandowe dla Hitlera. Znowu świąteczny niewypał – chociaż wychodziłem zafascynowany precyzją techniczną i niesłychanym wręcz wizjonerstwem wspomnianej pani. W porównaniu z jej filmem z olimpiady w Monachium (1936) wszystkie dzisiejsze transmisje sportowe wyglądają jak nudne, sztywne migawki. Kontrowersyjna artystka zmarła w zeszłym roku w wieku 101 lat, do ostatnich chwil robiąc zdjęcia życia podwodnego na rafach koralowych.

Po powrocie zawisnął nade mną miecz świątecznych porządków. Ratując skórę, zwiałem. Odbyłem krótką wizytę u chirurga, który wyciął mi z facjaty znamiona pigmentowe, więc szwendałem się po Trzyńcu z bolesnym grymasem na ustach, gdy mróz ścinał mi świeże ściegi na policzkach. Obserwuję okolicę – śniegu ni ma, za to są brudne kadzie z na wpół martwymi karpiami i ostatnia wystawka choinek – niedobitków; tych, które nikomu już się nie podobały. Mogłem wprawdzie zatrzymać się w którymś z supermarketów, by inhalować świąteczną atmosferę, którą szerzą tam gumowe renifery już od początku listopada, ale …

Nie, święta zaczynają się dla mnie od momentu rozpoczęcia wieczerzy wigilijnej i trwają do ostatniego wolnego dnia, kiedy to zacznie powoli wypełzać ze swej pieczary bestia Sesja.

Do tego czasu jednak – WESOŁYCH ŚWIĄT, Szanowny Czytelniku. Do zobaczenia w Nowym Roku 2005.

*Tekst sponsorowany przez Renifera Rudolfa oraz cywilny lud Iraku, który w ten sposób dziękuje Stanom Zjednoczonym za bombki świąteczne nadesłane już na początku roku.*

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *