Klasyk

Oj, podjechały mi w górę kąciki ust, gdy przeczytałem zamieszczony w Jemiole z 1 marca cytat Andrzeja Wajdy, dotyczący wykorzystania w teatrze języka ulicy. „Znakomity polski reżyser filmowy” wykopuje przy tej okazji biednego Szekspira, który ponoć kształtował gusty widzów, a nie na odwrót. W sumie nie ma temu stylowi argumentacji czego zarzucić poza tym, że sama osoba cytująca ma na swej dostojnej łysinie niemało masła, tudzież innych wyrobów przemysłu mleczarskiego.

Mistrz jest po prostu daleki od ideału niezależnego artysty, gdyż – w odróżnieniu od Szekspira – zwiózł się przecież na modnej fali (czytaj – zamienił inwencję i talent na czysty pokaz rzemieślniczy dla kasy). Najstarsi górale nie pamiętają, kiedy ta Wajda nakręciła jakiś film, który chociaż troszkę zalatywałby swobodnym duchem artystycznym. Każdy natomiast wie, że pan Andrzej hasa już jakiś czas na lekkim, łatwym i niosącym duże plony polu lektur szkolnych – na przemian z panami Kawalerowiczem i Hoffmanem, którzy też się na stare lata ładnie pokazali. Aktualnie jest wprawdzie cicho, ale lada moment znowu może nas w salach kinowych prześladować stonowany głos Michała Żebrowskiego, szepczącego „Miłuję cię” jakiejś panience z kolejnego pomnika dziewiętnastowiecznej literatury.

W związku z powyższym mniemam więc, że panu Andrzejowi wręcz wyszło by na zdrowie, gdyby skalał się trochę mową bruku. Oczywiście język dresiarzy i szalikowców jest śmieszny (a pseudo-nowoczesne sztuki teatralne oparte tylko na wulgaryzmach też nie mają wiele sensu), jednak nic to nie zmienia na prostym fakcie, że jest on pewnym wskaźnikiem  przemian, które zachodzą w naszej kulturze. I bez względu na to, czy będziemy te zmiany uważać za dobre, czy też złe, największe umysły każdej ze znanych dziedzin sztuki wyróżniały się właśnie tym, że potrafiły owe przemiany szybko zauważyć i uchwycić w swojej twórczości. To, że pan Andrzej zamyka się w kapsule czasu znaczy po prostu, że orzeł jego geniuszu poderwał się do lotu i odleciał do ziemi obiecanej, by wspominać stare czasy.

A z tą degradacją mowy to pan Wajda troszkę dramatyzuje (może to przez to, że jest reżyserem teatralnym?:)). Każdy żywy język rozwija się, przyjmuje zapożyczenia z języków innych. Zawsze trochę „latałem” w historii, ale wiem, że polska kultura jakoś przeżyła erę makaronizmów i modę na język francuski, które to etapy trwały przecież przez ładnych kilkadziesiąt lat – a gdzie to do kilku zaledwie lat „demonicznej” amerykanizacji. Nie ma na świecie doskonale czystego (żywego) języka – i dobrze! Wprawdzie pojawiają się niekiedy trochę pokraczne dialekty, jednak ta sytuacja pozwala przynajmniej stwierdzić od czasu do czasu, że w żyłach danego narodu krąży jeszcze trochę krwi.

Nie trzeba się bać. Hasłem ulicy nie jest bowiem tylko „PRZEJMOWAĆ!”, ale też

 „PRZEKSZTAŁCAĆ!”. Nestorom polskiej reżyserii warto by przypomnieć te dewizy. Może zapobiegłoby to kolejnemu plądrowaniu grobu któregoś wieszcza.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *