Felieton 188 – Celebryta z wyspy Utøya

W dwa tygodnie po strzelaninie na wyspie Utøya nadal nie wiadomo, co dokładnie chodzi po głowie głównemu organizatorowi całej imprezy. Już teraz możemy jednak śmiało prognozować, że w przyszłości podobne tragedie będą zdarzały się coraz częściej.

Eskalujący medialny szał zagłuszył niestety wypowiedź psychologa, który ostrzegał, że to właśnie zgiełk i wiadomości prasowe zachęcają kolejnych frustratów do rozlewu krwi. Aby nie inspirować do zbrodni, media powinny skrupulatnie unikać opisywania motywów działania sprawcy, nie pokazywać jego zdjęć, hałasu radiowozów i karetek. Relacje miałyby się skupić na osobistych losach ofiar i to właśnie je przedstawiać jako osoby z twarzą i życiorysem. Niestety wszyscy wiemy, jak wyglądało to naprawdę.

Pisałem już kiedyś o wzorcach i modelach, jakie współczesne media prezentują widzom. Laureat Nagrody Nobla po czterdziestu latach pracy może liczyć na piętnaście minut sławy w wywiadzie na dwójce o trzeciej w nocy. Za to dziewczę z wykształceniem podstawowym udziela wywiadów do wszystkich magazynów i stacji telewizyjnych po tym, jak na premierze filmowej spod skromnego ubranka wyskoczy jej silikonowe jabłuszko. Naukowcy, literaci i filozofowie niestety nie mają takiej siły przebicia. Być może ma to związek z faktem, że stanowczo zbyt rzadko pokazują się w bikini.

Socjopata ukrywający w szafie prywatne muzeum broni palnej nie ma więc zbyt dużego dylematu. Kto przy zdrowych zmysłach przeczytałby dwa tysiące stron grafomańskiego manifestu, gdyby nie towarzyszyła temu odpowiednia kampania medialna? Adolfowi H. malowanie i pisanie też wychodziło tak samo dobrze, jak dialog międzykulturowy. „Mein Kampf” jest tak nudną i pokracznie napisaną książką, że gdyby nie skandaliczne wątki rasistowskie, czytelnicy podcinaliby sobie nadgarstki zakładkami.

Breivik przyszedł, zobaczył i zastrzelił wszystko, co mu wpadło w celownik, po czym poddał się policji z radosną wizją spędzenia kilkudziesięciu lat w świetle reflektorów. Każdy, kto widział zdjęcia z norweskich więzień wie, że dobrowolne oddanie się w ręce prawa nie jest żadnym aktem męczeństwa. Na wakacjach podobnie wyposażony budynek uznalibyśmy za luksusowy kurort. Idealne, zaciszne miejsce na napisanie książki, która stanie się bestsellerem oraz źródłem stałych dochodów.

Drugi akt przedstawienia rozpocznie się niebawem. Breivik oczywiście bardzo chętnie będzie zeznawał i przedstawiał swoje motywy w publicznym procesie sądowym. Jak każda zblazowana primadonna ochoczo podzieli się ze światem pikantnymi szczegółami i bulwersującymi poglądami. A nam nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać, aż w jego ślady pójdzie kolejny ludzki półprodukt, który poprowadzi dialog ze światem przy użyciu cyngla. Co zrobić? Jakie czasy, tacy mesjasze.

 

11 Comments

  • A więc cenzura. Słusznie. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że cenzura cenzurze nierówna. W końcu o tym, że jedno i to samo pojęcie może oznaczać coś diametralnie różnego, wiedział już sławetny Kali. Więc -jak odróżnić dobrą cenzurę od tej niedobrej? Proponuję, by w tym celu powołać specjalną komisję, w skład której wchodziliby przedstawiciele rządu, organizacji pozarządowych, Instytutu Pamięci Narodowej oraz Episkopatu. Wszelako obawiam się, że pomimo dak daleko posuniętych środków zawsze znaleźliby się dziwacy, którzy oskarżyliby nas o atak na podstawy ustroju demokratycznego. Wszak żyje wśród nas jeszcze wielu gerontów, pamiętających, że wolność słowa a raczej jej brak był tarczą, w którą rzucali kamieniami, łajnem i czym tam jeszcze popadło przeciwnicy systemu bolszewickego. A może – ta cała demokracja to też tylko zwykły pic na wodę? Może rację mają tacy wizjonerzy jak Frank Herbert, który uważał, że za tysiące lat jedyną techniką będzie technika wojskowa, jedynym rodzajem sztuki sztkuka bojowa a jedynym transgalaktycznym ustrojem – ustrój feudalny ? Pamiętamy przecież z lekcji historii, że demokracja w przebiegu tysiącleci dochodziła już kilka razy do głosu, ale zawsze jakoś się jej sczezło? Bo na dobrą sprawę, z pewnej perspektywy, licząc na palcach, dziury sytemu demokratycznego (bohater Pana felietonu, inni teroryści, wojny toczone w imię „szerzenia demokracji”) miały na sumieniu chyba tyle samo ofiar, co oprawcy w służbach tyranów i systemów totalitarnych. Zostawmy jednak ironię ironią. Może zamiast utarczki słownej na tym forum dyskusyjnym odowie Pan jakimś felietonem?

    • Ależ skąd – jestem jak najbardziej przeciwny jakiejkolwiek formie odgórnej cenzury. W zupełności wystarczy przerzucenie proporcji, punktu ciężkości.
      Nie wspominając już o tym, że każdy, kto śledzi regularnie media z dwóch stron barykady albo z dwóch różnych krajów, ten wie, że nawet relacje ze światowych wydarzeń zawsze skrojone są pod oczekiwania czytelników danego medium. Media od dawna same sobie narzucają cenzurę, nie zmusza ich do tego rząd, ale sami czytelnicy.

      • patrz badania Marshalla McLuhana – czytelnik otwierając rano gazetę nie chce stawiać czoła nowym wyzwaniom. Desperacko unika dyzonansu poznawczego, pragnie przytakiwać, zgadzać się i utwierdzać się w swoich poglądach.

    • Niestety sądzę, że zadziałał “doskonale”. Media za każdym razem dokonują selekcji faktów, a tym razem – jak zawsze – dokonały selekcji faktów w tabloidalny sposób, nie zważając na konsekwencje nakreślone przez wspomianego psychologa. Czytelnicy pasą się na krwawych opisach i bezmyślnie “ochają” jedząc śniadanie, zamiast poznawać drugą stronę, czyli osobisty, prywatny wymiar tragedii ofiar i ich rodzin. Jednym słowem – media “ocenzurowały” treści zmuszające do refleksji.

  • Czyli media kierują się zwyczajnym popytem na określony typ informacji, bez wzglądu na to, jaki końcowy efekt przyniesie medializacja pewnych spraw. Czytelnik chce, to trza mu dać. Podobnie zresztą jest w przypadku scen brutalnych w filmach. Bez względu na udowodnione konsekwencje. A jednak w przypadku pornografii poradzono sobie z ograniczeniem jej dystrybucji. Zgodzi się Pan ze mną, że jak by tego nie nazywać, pornografia jest “na cenzurowanym”. Więc wystarczyłoby użyć tych samych mechanizmów i uporać się z przemocą w filmie podobnie jak to zrobiono z pornografię. A potem zabrać się za tabloidalne preparowanie faktów i dopuszczanie szkodliwych informacji do wiadomości opinii publicznej. Jest sprawą oczywistą, że prawa rynku nie mają własnego sumienia i często pozostają w opozycji wobec wymogów etycznych. Rynek to id, sumienie to superego. Ktoś z zewnątrz musi ustawić kryteria i egzekwować je przy pomocy norm prawnych. Tylko kto ma być ową wyrocznią, która określi, co wolno a czego nie wolno. I wracamy do pytań położonych na samym początku dyskusji.

    • Zgadzam się z większością tego, co Pan napisał. Nie potrafię jednak odpowiedzieć na pytanie, kto powinien być wyrocznią – i chyba nawet nie chcę. Jak mówiłem na początku (chociaż zdaję sobie sprawę
      z tego, jak bardzo idealistycznie to brzmi), to nie powinna być kwestia przymusu, ale sumienia i odpowiedzialności ludzi, którzy układają strategie dużych spółek medialnych.
      Prawdę powedziawszy nie mam tutaj ani jasnej odpowiedzi, ani nawet cienia pomysłu. Podczas gdy nadal wierzę w to, że wolny rynek siłą rzeczy prowadzi do usuwania “złego” (badania antropologiczne i psychologiczne dowodzą, że mózg ludzki jest nastawiony na karanie niegodziwców), w branży medialnej najwidoczniej zasady te działają trochę inaczej. Ludzie nie doceniają “dobrej” informacji – a “sprzedawcy” informacji nie mają tendencji ani chęci do edukowania swoich odbiorców.
      P.S. Wspomniał Pan o ciekawej sprawie – skoro przemoc na wizji jest całkowicie legalna, to dlaczego seks jest zakazany? Nad tą zagadką antropolodzy kultury głowią się od lat.

  • Społeczeństwo karze zachawania, znajdujące się poza przedziałem plus minus dwa odchylenia standratowe. „Dobre” zachowania zaś znajdują się wewnątrz tego przedziału. Ludzie robią to, co wolno, czyli czego się nie karze. Kiedy w Skandynawii kradzieże były karane odcinaniem prawicy, delikty przeciw własności prywatnej były znacznie rzadsze. Teraz już nie odcina się rąk i standarty zachowania Skandynawów powoli sią zmieniają. Nie chcę odbierać Panu wiary w człowieka, ale myśl, że to właśnie zjadacze chleba zrozumieją co dobre i nawrócą się a potem dobrowolnie przestaną czytać tabloidy i tym sposobem oczyszczą od nich rynek nie trafia mi do przekonania. Obym się mylił.
    P.S. Efektem jest coraz szersza skala roblemów zwiazanych z inicjacją seksualną i coraz więcej przemocy w życiu codziennym. Efekty uczenia imitacyjnehgo opisał bodajże Bandura :)

    • Badania psychologiczne, o których wspominałem, dowodzą właśnie, że każdy zdrowy człowiek ma wbudowane takie hamulce, a nawet mechanizmy nagrody, jeżeli ukarze człowieka “złego”. Ładnie opisał to w pewnym wywiadze František Koukolík (mam tu gdzieś notatki).
      Przez cały czas jestem natomiast zdania, że zjadacze chleba nie przestaną czytać tabloidów, ale gazety powinny mieć trochę szacunku do siebie i do czytelników i starać się wykorzystać ten wpływ na lepsze.
      ad P.S.
      Nie wiem, o jakich problemach z inicjacją seksualną Pan mówi. Myślę, że procentualna ilość patologicznych zachowań perwersyjnych na pewno była wyższa w pruderyjnej Anglii wiktoriańskiej, niż na rozhasanej wsi :) Innymi słowy – niech już media są wulgarne i niech sobie epatują seksem, najgorsze, co może się stać, to gwałtowny przyrost naturalny. O najgorszych efektach epatowania przemocą chyba nie trzeba wspominać.

  • Zgadzam się z zastrzeżeniem, że „zły” w Pana pojęciu oznacza „inny”, „nie nasz”. Dla kogoś gdzieś tam „zły” wchodzi bez pozwolenia przez furtkę mego ogródka i wolno go ukarać strzałem z krótkiej broni palnej. Dla kogoś innego „zły” to taki, co nie kocha Allacha i zabić takiego to gwarancja życia wiecznego w raju. W feudaliźmie chłopi nie uważali kradzieży „pańskiego” snopa za kradzież. Podobnie zresztą było w socjalistycznych spółdzielniach produkcyjnych. Pana Koukolika przeczytam sobie z wielką przyjemnością ale jestem przekonany, że nie ma „wrodzonego dobra”. Wszak od szympansów odróżniają nas niespełna trzy procenty genów. To, co odróżnia “dobro” od “zła” to kryteria kulturowe a nie uwarunkowania genetyczne.
    No cóż, czas zbierać się do pracy. Panie Darku, dyskusja z Panem to prawdziwa przygoga intelektualna. Dziękuję bardzo i życzę wszystkiego najlepszego.

    • Oj, tutaj doszło do nieporozumienia – wcale nie chodziło mi o “złego” w sensie odmieńca/innego, ale o niegodziwca, człowieka, który czymś zawinił. Koukolík cytował wyniki eksperymentów socjologicznych, w których ludzie ukarali człowieka oszukującego nawet za cenę własnej straty, a ich mózgi udzielały im podobnej nagrody, jak po zjedzeniu czekolady (!). Też nie wierzę we wrodzoną dobroć ludzi, myślę, że przed piekłem na ziemi powstrzymują nas najczęściej więzy kulturowe, jednak nawet najwięksi pesymiści wśród antropologów przyznają, że działają tutaj pewne hamulce socjobiologiczne, które ukształtowały się na torze naszej ewolucji. Może zresztą jeszcze wcześniej – zwierzęta żyjące w grupach też mają wiele podobnych hamulców lub “zaworów awaryjnych”, a więc pomimo braku kultury (w naszym rozumieniu) nie wyrzynają się wzajemnie.
      Pozdrawiam i życzę powodzenia, dziękuję bardzo za orzeźwiającą dyskusję!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *