Felieton 245 – Dziś uśpiłem przyjaciela

Tiopental (1 g), eutanazja (1x), worek (1 szt.), transport do zakładu utylizacyjnego (10kg). Tak wyglądał ostatni rachunek za leczenie Merlina, psa o małym rozumku, dużym sercu i bardzo, bardzo chorych płucach.
 
W moim rodzinnym domu ostał już się ino stary kot, łaciaty Budda zamrożony w czasie i przestrzeni, który od kilkunastu lat beznamiętnie obserwuje, jak przychodzą i odchodzą inni czworonożni domownicy. Jeżeli kiedyś wybuchnie trzecia wojna światowa, to wiem na pewno, że z radioaktywnych zgliszcz wypełzną tylko karaluchy i nasz niezniszczalny kocur. Pies Merlin, dziewięć lat i dziewięć kilo beztroski, nie miał tyle szczęścia. Rak zaczął odliczać mu dni, aż w końcu – w myśl zasady “lepiej o tydzień za wcześnie, niż o godzinę za późno” – rodzina musiała wykonać trudny telefon i zaprosić panią weterynarz.
 
Umrzeć, tego nie robi się panu. Patrząc na gasnącego psa głaskanego przez domowników myślałem o tym, jak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Słyszałem różne makabryczne historie – o krewnej, która znalazła na ulicy swoją suczkę potrąconą przez samochód, a więc zaniosła ją do budy, zaszyła brzuch igłą i nitką i czekała, co będzie dalej (pies przeżył); o znajomym, do którego sąsiadka przyszła kiedyś ze szpadlem i poprosiła o dobicie starego Azora (znajomy się zgodził, więc pies nie przeżył); o innym, który nie miał dostępu do rzeczki, więc palił nadmiar urodzonych kociaków w piecu; o pani weterynarz, która wyprowadziła się z małego miasteczka, ponieważ ludzie wstydzili się chodzić do lekarza ze zwierzętami – jedna pani bała się, że sąsiedzi ją wyśmieją, więc przyniosła ciężko chorą kotkę w plastikowej torbie na zakupy. Cieszy mnie fakt, że takich historii jest coraz mniej.
 
Niektórzy twierdzą, że szkoda marnować energię i środki na braci mniejszych, skoro na świecie jest tyle potrzebujących ludzi – i z reguły mówią tak ci, którzy mają głęboko w okrężnicy los i jednych, i drugich. Historia naszej cywilizacji naznaczona jest nie tylko pasmem wojen i konfliktów, ale też nieustannym poszerzaniem kręgów empatii wobec innych, mniejszych, słabszych; słychać w niej nie tylko strzały i wybuchy, ale też dźwięki rozkuwanych łańcuchów i obroży. Zmierzamy w dobrym kierunku.
 
A Merlina pochowaliśmy w ogrodzie. Przyjaciela nie wyrzuca się w worku.
 

Pierwsze zdjęcie Merlina, jeszcze w ostrawskim schronisku.
(10 lat temu w ostrawskim schronisku)