Felieton 280 – Świąteczny poradnik dla millenialsów

Byłem hipsterem, zanim stało się to modne. Po kilku latach noszenia brody, niejedzenia mięsa i picia hektolitrów rzemieślniczego piwa doszedłem jednak do wniosku, że trzeba podwoić wysiłki. Pora wprowadzić domowe Święta w dwudziesty pierwszy wiek.

Zacznijmy od choinki, a raczej jej braku, bo w tym roku rysujemy drzewko na ścianie nietoksyczną kredką. I nie trzeba się martwić, że pod takim substytutem nie zmieszczą się nasze prezenty. Z tymi też pozamiatamy. Szybki rzut okiem na metki i naklejki uświadomi nam, że wszystkie zostały wyprodukowane przez przedszkolaki tyrające w Bangladeszu za jednego kopniaka dziennie, a więc jako świadomi konsumenci zrezygnujemy ze wspierania kapitalistycznej bestii i ograniczymy się do samodzielnego wyprodukowania prezentów dla grupki najbliższych osób.

To rozwiązanie ma dwie nieoczekiwane zalety. Po pierwsze – dzięki naszym znikomym zdolnościom manualnym prezenty będą na tyle okropne, że do przyszłego roku ta grupka najbliższych na pewno stopnieje. Po drugie – ręcznie robione paskudztwa będą wspaniałą zemstą na starszych krewnych za wszystkie te szaliki i skarpetki, jakie otrzymaliśmy w dzieciństwie. Wyobraźcie sobie minę wuja, który zamiast nowego tableta czy zestawu cygar dostanie ręcznie robiony sweter z łosiem.

Nie muszę chyba przypominać, jak wielkim obciachem jest zabijanie karpia. Wprawdzie nowoczesny mężczyzna nosi brodę i drwalskie koszule, to jednak nie znaczy, że potrafi wypić haustem dwa głębsze i zejść do wanny w piwnicy, by zatłuc młotkiem gwóźdź wieczerzy. Dziadek może skowyczeć, babcia może wznosić pięści do nieba, ale w tym roku zamiast karpia będzie tofu. Starym przejdzie, pogodzicie się podczas łamania się bezglutenowym opłatkiem. Wiem, wiem. Są jeszcze nasi milusińscy. Ci już na pewno strzelą megafocha na widok narysowanej choinki, wegebarszczu i prezentów przypominających prace z warsztatu dla niepełnosprawnych. W tej sytuacji zawsze można jednak odrzucić na chwilę zasady bezstresowego wychowania i zademonstrować narybkowi tradycyjne metody wychowawcze, na przykład klęczenie na organicznym grochu lub smaganie rózgami pozyskiwanymi z brzozowych eko-upraw. Jak to drzewiej bywało.


Tekst ukazał się drukiem w miesięczniku Zwrot 12/2018

Zdjęcie: onecolorado.com