W tym roku Wiedeń poznał, co to są mieszane uczucia (według starego dowcipu typowym przykładem mieszanych uczuć jest wypadek, podczas którego teściowa zabije się w naszym nowym samochodzie). Każdego Austriaka zagrzała przy sercu informacja o pierwszej literackiej nagrodzie Nobla, którą w dodatku otrzymała kobieta. W normalnych okolicznościach oznaczało by to zainicjowanie lawiny oficjalnych uroczystości, spotkań laureatki z politykami, flesze, uśmiechy i bukiety. Jedynym problemem jest to, że ową laureatką jest Elfriede Jelinek, która należy do najbardziej kontrowersyjnych i znienawidzonych żyjących autorek, która wcale nie pisze o bławatkach i radości z życia.
Bohater książki „Hokus Pokus” Kurta Vonneguta twierdził, że nie lubi używać wulgaryzmów, gdyż daje to ludziom, którzy nie chcą go słuchać, prawo do zatykania uszu. Elfriede wcale nie ma takich skrupułów, z szokującą otwartością opisuje ludzi zboczonych i zwyrodniałych, blisko sześćdziesięcioletnia pani nie uznaje żadnego tematu tabu i nie waha się brutalnie krytykować polityków, zjawiska społeczne, ale także samą siebie i własną rodzinę. Nie jest jednak wcale odpowiednikiem amerykańskiego pisarza Bukowskiego, w jej wypadku nie chodzi jednak o popisywanie się swoim egiem, ona po prostu JEST taka, a jej twórczość jest tak samo autentyczna i szczera jak i ona sama. Aż do bólu. Wielu ludzi nie może tego przełknąć. Elfriede nie ukrywa swojego konfliktu z kościołem, była wychowywana przez despotyczną matkę (ojciec wegetował, walcząc z przedwczesną demencją), która posyłała ją do szkoły klasztornej. Jednak surowe katolickie wychowanie odniosło wręcz odwrotny skutek od zamierzanego. U Elfriede zaczęły się przejawiać buntownicze skłonności i w końcu – po tym, co zdała maturę, końcowy egzamin na wiedeńskim konserwatorium i egzaminy wstępne na uniwersytet – załamuje się nerwowo i przez rok nie wychodzi z domu. Zaczyna pisać.
Oczywiście wrogami pani Jelinek nie są tylko znudzone dewotki, dzięki swoim wystąpieniom przeciwko nacjonalizmowi a także dzięki swoim lewicowym upodobaniom (Elfriede do 1991 roku była członkiem partii komunistycznej) bodajże największym jej wrogiem stała się partia prawicowych ekstremistów Jörga Haidera, który w swoim czasie wykorzystał nawet jej imię we własnej kampanii wyborczej (plakaty z napisem „Też nie lubicie Jelinek? Głosujcie na Haidera”). Elfriede zresztą pogardza nie tylko nacjonalistami, ale wszystkim, co sztywne, patetyczne i skostniałe, włącznie z całym państwem austriackim (no i jak w tej sytuacji mają jej gratulować biedni politycy?).
Bardzo łatwo przychodzi poniektórym posądzać dzieła Jelinek o pornografię (co spotkało też film „Pianistka” nakręcony według jej książki zawierającej motywy autobiograficzne). Ludzie ci jednak nie zauważają zazwyczaj, że wypaczeni bohaterowie tych książek są w zasadzie smutni i żałośni, za seksualnością nie kryje się jakaś wyuzdana rozpusta, ale raczej rozpacz, ucieczka od zagmatwanego i niezrozumiałego świata. Taka jest zresztą sama Jelinek – sama dobrze o tym wie i wcale tego nie ukrywa.
Austriacy jednak nie muszą sie bać, że ta ekscentryczna postać mogłaby im narobić wstydu w Stockholmie na oficjalnym wręczeniu nagrody. Jelinek ogłosiła, że nie pojawi się na tej akcji, gdyż ma poważne psychiczne problemy związane z występowaniem przed większymi zbiorowiskami ludzi.
Widać, że demony, z którymi walczy, ciągle nie śpią. Żle to dla Elfriede, ale dobrze dla literatury. Sztuka potrzebuje mieć bowiem swoich heretyków, by nie stać się mdłym, muzealnym eksponatem.