2005 – Hey – Echosystem

Hey - 2005 - EchosystemKapela Hey już dawno osiągnęła pozycję klasyka polskiego rocka. Muzycy nie dali się jednak uśpić, co nader często zdarza się zespołom, które grają już od dłuższego czasu i nie pozwalają sobie na eksperymenty, by nie rozczarować swoich fanów.

Każda płyta Heya jest trochę inna, chociaż wokal i teksty Kasi Nosowskiej są zawsze nitkami zszywającymi wszystko razem. Płyta „Fire” mocno oczadzona stylem grunge, przebojowy, melancholijny „Pytajnik”, psychodeliczna „Karma”, nu-rockowy „Znak”. Najnowszy krążek „Echosystem” jest powrotem do korzeni – i to nie tylko dlatego, że Nosowska, która przez długie lata była łysa jak kolano, znowu zapuściła długą blond czuprynę, ani to, że jest w życiowej formie.

W odróżnieniu od wspomnianego wyżej „Znaku” dźwięk gitar jest brudny i charczący. Krokiem w stronę nowych trendów muzycznych, jakie produkują zespoły nowej, garażowej fali rocka po obu stronach Atlantyku, jest z kolei wykorzystanie starych syntezatorów zamiast pompatycznego woalu samplów. Właśnie wykorzystanie zbyt tanich samplów zabolało mnie trochę we wprowadzeniach do piosenek „Mimo wszystko” i „Byłabym”.

Płyta od początku rwie do przodu na wysokich obrotach – pierwsze trzy utwory są mocnymi, rockowymi uderzeniami, zwłaszcza „Luli laj” i „Leżę tu, leżeć chcę” od razu wpadają w ucho dzięki ciekawym pomysłom kompozycyjnym i aranżacyjnym. Pierwsza kombinuje riff w zwrotkach w stylu kapeli Pearl Jam z infantylnym sloganem w refrenie. Druga odwrotnie – kombinuje prawie jazzową gitarę z mocnym refrenem. Każdego fana zespołu zaskoczy utwór „Na wieczność”, w którym zamiast Kasi Nosowskiej usłyszy męski wokal.

Ogólnie większość piosenek na płycie jest utrzymanych w szybszym tempie, chociaż znajdzie się też kilka ballad (czarujący utwór „Ty, ty, ty” czy też wspomniany „Byłabym”), przy czym potencjał utworów jest na tyle mocny, że naprawdę trudno mi się domyślić, które zostaną wybrane do emisji w radio. Najzabawniejszym pomysłem byłoby wypuszczenie w eter rozbrykanego utworu „Całą noc”, pokolorowanego na lata 60 – te organami Hammonda oraz klimatycznymi gitarami.

Co by tu jeszcze … o tekstach było, o Nosowskiej tyż, dźwięki były … aha – czy mówiłem Wam już, że „Echosystem” to na prawdę świetna, odlotowa płyta?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *