Ostatnio jednym z głównych tematów medialnych jest fala agresji ze strony świata muzułmańskiego. Wszystko zaczęło się, kiedy arabskie media odkryły karykatury proroka Mohammeda w duńskiej prasie. We wszystkich krajach muzułmańskich doszło do zamieszek, ataków na ambasady, pewien milioner wyznaczył olbrzymie sumy pieniędzy za głowy autorów owych rysunków.
Konflikt jest dlatego tak niepokojący, ponieważ chodzi o sprawę praktycznie bezprecedensową. Mowa bowiem o gwałtownym zderzeniu się dwóch światów – a w takich przypadkach nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak sprawy potoczą się dalej. Ścierają się tutaj dwie całkowicie odmienne koncepcje, systemy wartości. Dla nas oczywiście trudno zrozumieć samą formę i gwałtowność protestów – w Europie tego typu rzeczy załatwia się na drodze postępowania sądowego, ewentualnie publicznego oskarżenia. Trzeba jednak pamiętać, że jeszcze kilkadziesiąt, kilkaset lat temu także w Europie ginęli ludzie sprzeciwiający się oficjalnemu pojmowaniu religii. To jednak nie oznacza, że islam jest zacofany. Już od czasów upadku koncepcji ewolucjonistycznej w etnologii nauka zwraca bowiem uwagę na to, że nie możemy ustawiać swojej kultury nad innymi jako wzoru do naśladowania.
Dla islamu samo ukazanie twarzy Proroka jest obrazą – o ile w drukach muzułmańskich w ogóle ukazana jest postać Mohammeda, jego twarz jest zakryta lub rozmazana. Możemy więc sobie wyobrazić, co czuje muzułmanin, kiedy ogląda Proroka przedstawionego w sposób karykaturalny.
Niestety – do niezgody doszło właśnie w najbardziej bolesnych miejscach obu cywilizacji. Dla islamu tym miejscem są uczucia religijne – dla coraz bardziej zsekularyzowanej Europy jest nim wolność słowa. Sytuacja zaczyna się zaostrzać w miarę, jak do obu rywali dołączają kolejni wspólnicy. Pozostaje nam wierzyć, że tym razem człowiek nie da się porwać swej naturze i sięgnie (co niestety nie zdarzało się w dziejach zbyt często) po pokojowe rozwiązanie.
Dania nabroiła, ale już będzie grzeczna. Może turbany też z czasem ostygną. Przecież ostatnią rzeczą, której potrzebujemy na początku XXI wieku, są nowe wyprawy krzyżowe.
No bo gdzie ja bym se konia załatwił?