Psik!

W środę odbyła się w Pradze demonstracja, której uczestnicy – a było ich około sześćdziesięciu – domagali się ostatecznego usunięcia zimy z czteroczłonowej listy pór roku. I chociaż tyle jest ciekawych tematów do napisania felietonu, stwierdziłem, że jest to jednak inicjatywa warta zaznaczenia. To, co w listopadzie może się wydawać romantyczne, w grudniu podkreślać tradycję a w styczniu i lutym służyć poniektórym do podbudowania kondycji fizycznej na stokach narciarskich, w marcu powoli staje się niepożądane i denerwujące.

Pomijam już fakt, iż coraz więcej ptaków od Huang He po Wisłę kaszle i psika. Pomijam fakt, że te szarawe, oślizgłe masy leżące wzdłuż dróg i chodników coraz mniej przypominają „śnieżek biały”. Wiem dobrze, że przyroda musi trochę odpocząć. Wszystko jednak ma swoje granice – Matka Przyroda nie odpoczywa, ale po prostu obija się i leniuchuje. Któż inny mógłby żądać tak długiego urlopu?

Sama zima zresztą nie dotrzymuje podstawowych zasad dobrego wychowania – skoro szybciej przyszła, mogłaby też sobie prędzej pójść. Jak biedna fauna ma znaleźć czas na spokojny, radosny rozród? Lody zejdą, trzy tygodnie wiosny, trzy tygodnie lata, krótka jesień i zaś zima. Zresztą miejmy nadzieję, że tym razem cherlawe pory roku podkurowały się chociaż trochę, bo na przykład zeszłoroczne lato miało widoczne problemy z własną tożsamością.

Zima z kolei – jak już wspominałem – zaczyna chyba chorować na Alzheimera. Zapomina jakoś, co tak właściwie powinna robić (poza ścinaniem mrozem, co wyjątkowo dobrze jej wychodzi).

Nie sądzę jednak, że cokolwiek mogłyby dać zakazy – przydałoby się najwyżej kilka ograniczeń. Zima tylko w soboty i w niedziele do południa, aby łatwiej było wracać z nart i to w dodatku wyłącznie na terenach górskich i wyżynnych (z jednym jedynym wyjątkiem – w dniu Wigilii). W dodatku powinna powiadamiać o swoim przybyciu z dwutygodniowym wyprzedzeniem, co raz na zawsze wykluczyłoby z reportażów dziennika telewizyjnego klasyczne zdanie „drogowców zaskoczyła zima” (bo cóż może być bardziej zaskakującego od zimy w grudniu?).

Oczywiście nie ukrywam, że powyższe pomysły mogą być w znacznej mierze spowodowane przez to, że znajduję się w odmiennym stanie świadomości po zażyciu bliżej nieokreślonej ilości lekarstw i specyfików o nieodgadnionym składzie chemicznym. Ostatnio zaaplikowane tabletki przeciwbólowe zaczynają jednak sprawiać, że czuję się coraz lepiej i powraca mi humor. Martwi mnie tylko ta różowa meduza tańcząca na monitorze.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *