W środku

Ciągle jesteśmy ziemią niczyją. Rozkraczeni między Wschodem a Zachodem. Z jednej strony ekonomika pnie się w górę, kilka tchnień przed przyjęciem euro kurs korony jest coraz lepszy. Staje się zwykłym procederem to, co kilka lat temu było nie do pomyślenia – bardziej zaradni obywatele zaczynają zamawiać sobie elektronikę z zagranicy, bo coraz więcej produktów zaczyna w ten sposób wychodzić taniej.

Jednocześnie umysły mas ciągle tkwią gdzieś w epoce czerwonych goździków i Dziadka Mroza. Chociaż w związku ze wspomnianym rozwojem ekonomicznym nasze szpitale są zaopatrzone coraz lepiej a system służby zdrowia jest pomimo ciągłych afer najbardziej „zdrowy” wśród wszystkich pozostałych państw Europy Środkowej, szpitale jednak ciągle często pozostają w rękach państwa a podejście do pacjenta przypomina raczej proces naprawiania lodówki. Sam chciałbym od razu zaznaczyć, że ja osobiście zawsze miałem duże szczęście do lekarzy rodzinnych. Gorzej z wizytami we wspomnianych państwowych szpitalach (a dla porównania proszę spojrzeć na takie prywatne Podlesie, jakie tam się cuda dzieją).

W podobnej sytuacji znajduje się zresztą kolej państwowa. Wybałuszyłem oczęta jak ślimak winniczek, kiedy zobaczyłem sprywatyzowane koleje w Anglii – tam modnie jest jeździć pociągiem. Ekologiczne to, szybkie i wygodne. Tapicerka, dywany, automatycznie otwierane drzwi, pan w mundurku rozwożący jedzonko i napoje. I znowu – Czechy mają się pod tym względem lepiej niż pozostałe kraje byłego obozu komunistycznego, posiadają jedną z najgęstszych sieci kolejowych w Europie, niektóre linie kolejowe przecinają malowniczo piękne tereny, ale co z tego, skoro ciągle jest monopol i nikt nie musi się starać o klientów? Uwielbiam podróże pociągiem i zgadzam się ze sloganem reklamowym twierdzącym, iż „podróżowanie pociągiem to swoista poezja”.  Problem jednak w tym, że większość ludzi lubi prozę. Co innego pojeździć sobie romantycznie w wozie drabiniastym a co innego zasuwać nim co rano do pracy.

Skoro już mówimy o transporcie, to możemy od razu ugryźć ostatnią z dużych afer tych dni. Po pierwsze całą republikę zalały rozgoryczone jęki i narzekanie na nowy kodeks drogowy. Nagle wszyscy strasznie się oburzyli, że trzeba przestrzegać przepisów. Moim zdaniem to trochę dziwaczne – skoro jakiś przepis istnieje, to państwo ma całkowitą rację karząc delikwentów za jego lekceważenie. Owszem – o ile na drodze pojawi się jakieś nielogiczne oznaczenie, należy je czym prędzej usunąć, jednak dopóki ono się tam znajduje, trzeba się do niego stosować.

To znaczy – muszą się stosować wszyscy oprócz tych, którzy owe znaki rozsiewają. Trzej zwierzchnicy policji galopowali tak ostatnio na swoich mustangach po szerokich preriach czeskich dróg.

No i tu mamy jasno potwierdzone – zacofani są wszyscy. Od rolnika jadącego na pole z wyłączonymi światłami po panów ministrów. A nie ma się u kogo leczyć.

 

p.s.

Tytułem zakończenia chciałem oczywiście przeprosić wszystkich porządnych ludzi pracujących w państwowych zakładach, bo takich też znam wielu. Ale co tam zdziała jeden zdrowy trybik, skoro machina do kitu?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *