Dla pań! (pełna wersja z przypisem, eh)

Karabacz - model przeciwlotniczyPierwszy raz dostałem kopniaka w zeszłym roku. Na swoim ówczesnym blogu internetowym (który oczywiście sczezł po krótkim okresie początkowej euforii) zamieściłem krótki tekst o tym, jakie to popędy zaspokajają w sobie mężczyźni, gdy młócą siedzenia płci pięknej w poniedziałek wielkanocny. A blog był na polskim serwerze.

Reakcje na ów tekst były pełne zdziwienia, oburzenia i zniesmaczenia. Jak to? Bić kobiety? Z której palmy ja spadłem, z której jaskini wylazłem? Z podkulonym ogonkiem zacząłem wyjaśniać rozgniewanym białogłowom (bo czort wie czemu one najczęściej się odzywały), że istnieje pewne publiczne przyzwolenie, nadane poprzez wiekową tradycję a miejscowe kobity są bite całkiem chętnie. Znaczy – głównie te najstarszych roczników, bo wieść niesie, że procedura „suszenia” ma właściwości odmładzające i ujędrniające. Dostałem nauczkę – w Polsce w Wielkanoc tylko się leje. Bez plecionki, karabacza, jałowca, warzechy, czy z czego już tam kto korzysta.

Podświadomie myślałem sobie, że może na Śląsku będzie inaczej. Przywiozłem tedy karabacza, by pokazać go rodzinie mej wybranki. A tu zaś nic – okazało się, że po raz kolejny jestem wysłannikiem całkowicie egzotycznej cywilizacji. Wprawdzie ze strony męskiej części audytorium wyczułem pewne chęci do podchwycenia tego zwyczaju, ale sądząc po pomrukach dezaprobaty i znając opowieści o tradycyjnie ciężkiej ręce śląskich kobiet obawiam się, że defensywa szybko przeszłaby w otwartą ofensywę, która stłumiłaby krwawo to czwarte śląskie powstanie.[1]

Nic to – usiadłem wieczorem przy piwku z parą znajomych, rodowitych cieszyniaków znad drugiego brzegu Olzy. („Na ni ma możne!” – zamruczałem pod nosem). I co się okazało? Fiasko. Nawet nasi przedolziańscy bracia nie suszą.

Cóż my zrobimy w tej sytuacji? Jesteśmy prawdopodobnie jedyną grupą Polaków, która pielęgnuje ten osobliwy zwyczaj. Myślę jednak, drodzy panowie, że powinniśmy kontynuować już choćby z najbardziej pragmatycznych powodów. Wszak owe kuracje (jak już wspominałem) pozwalają naszym urodziwym towarzyszkom ograniczać kwoty wydawane na zakup środków upiększających, rekonstruujących lub – w najgorszym przypadku – mumifikujących.

Niech więc panie i dziewczęta pozostają jak najdłużej zgrabne i powabne – czego im wszystkim serdecznie życzę.



[1] Notatki z życia felietonisty : ciekawy paradoks logiczny stanowi fakt, iż osoba domagająca się wykreślenia wzmianki o rzekomym temperamencie Ślązaczek sama odgrażała się zastosowaniem przemocy

10 Comments

  • Jezu, my, Zaolziańscy Polocy, som takim skanzenym (choć nie cało-)polskich tradycji :-) Na Warmii i Mazurach se też dziołchi traktowało jałowcym, owszem asymilacja je mocno czarodziejka, emancypacja też możne zagrała swojom role, i teraz tam też jak w całej Polsce baby lejom wodom a ni pichlawom gałónzkom…

    A tak na marginesie, spytej se swojich polskich kolegów, skónd se według nich zebrało oznaczyni tego dnia “Śmigus Dyngus” ;o) Nietrzeba mieć aż tela oleju w głowie, aby człekowi doszło, że śmigus je od śmiganio (wodom asi ni…). A dyngus by móg kajjaki Zaolziok wydedukować z “dyndanio” – czyli “dowej wajca, inaczyj pudziesz do wanny (pełnej wody)”. Gdyby se do tego gdosi chciol jakosi wiyncyj zagłymbić, tak wujek Gugel mu to pomoże nónść w kredensie cioci Wikipedii :-P

  • Szmarja, no takigo blogowego zombie zech tu nie czakol :D Witej Wacku a dziynka za wpis a rzeczowe uwagi – mi byly Mazury wzdycki sympatyczne a teraz uz wiym czymu. Isto jak zech tam byl, tak tam pachnialo jalowcym.

  • Zombie, tak pieknie mi eszcze nigdo niepowiedzioł :o) Ty uwagi som wiyncyj od mamy, bo w polskich wiadomościach widziała jakisi reportaż na tyn temat, tak że cie mom pry doinformować ;o) Inaczyj mój Panelag se kapke rozjedzie, ale jyny kapke. A mosz to tu celkem piekne, jak na ciebie…

  • No uwidzymy, jo ci moc nie wierzym, ale jak tyn Panelag udziyrzysz aspon dwa tydnie, tak se tu dziubnym odkaz na ciebie … :)

  • Hej Darku :)
    Nareszcie do Ciebie dotarłam… Miałam to zrobić już dawno właściwie :|
    Widzę, że będę miała sporo do przeczytania. Nie próżnujesz :)
    No, to ja tak tylko chciałam ślad po sobie zostawić, zapewnić że żyję i upewnić się, że i Ty ;) Dziękuję za zostawienie linka do Ciebie u mnie na blogu.
    Pozdrawiam cieplutko ;*
    Anka

  • Oo, witaj Aniu, ciesze sie, ze zyjesz i ze sie odezwalas! Poszperam tez troche na Twoim blogu i stwierdze co nowego :)

  • Tóż żech se dzisio zrobił blogowy dziyń, czytóm, komentujym. A tak nad tym rozmyślóm, że tyn twój blog fajnie uzupełnio ty Zaolziański gwarowe. A nimóm na ciebie linka eszcze, uż to idym naprawić.

  • Oj jo na to blogowani moc nima, jo je roz jak cosi dopiszym na PZ roz za pół roku ;-), wszak jak bedym kajsi, kaj to beje ciekawe, tak tam bejecie aj wy a wy to opiszecie ;-).

  • oj, prziznowom se bez bicia, zablundzilach tu troche niechcyncy, ale muszym podotknyc (Waco), ze na mazurach mojo rodzina nie zno smigus dyngus, calkiem se z tego smiali :)) tylko i wylacznie LANY PONIEDZIALEK!!!!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *