Nie wiem, co dolewają do wody w islandzkich gejzerach, najwidoczniej jednak dobrze to służy miejscowym mieszkańcom. Kraj, którego głównym materiałem eksportowym jest mięso wielorybów i mróz, tak sypie wybitnymi osobistościami muzycznymi, że można mieć wrażenie, iż poza muzykami nikt tam nie mieszka.
Najnowszy, szósty już z kolei krążek Björk potwierdza jej renomę artystki, która nie boi się absolutnie żadnych eksperymentów i nie ma w zwyczaju się powtarzać. Podczas gdy zeszła płyta „Medúlla” powstała wyłącznie z wykorzystaniem ludzkiego głosu, „Volta” jest radykalnym krokiem w stronę całkowicie odmiennych klimatów.
Swoistym echem starszego krążka są wprawdzie rytmiczne klaśnięcia i chrząknięcia, jednak tym razem trzon stanowi współpraca instrumentów akustycznych i elektronicznych – i to czasem w dosyć egzotycznych kombinacjach. Jako przykład podać możemy drugi kawałek – „Wanderlust”, gdzie wokal uzupełniają szorstkie harmonie instrumentów dętych a w tle dudni chłodny, elektroniczny beat. Podobnie rozwija się też utwór „Vertebrae By Vertebrae”.
Björk jednak nie zawsze mieszała te składniki po równo. Utwór „Pneumonia” jest kompozycją czysto akustyczną, na drugim biegunie znajduje się zaś nerwowy i histeryczny „Declare Indepence”, który zdaje się być zainspirowany klimatami ciężkiej elektroniki.
Po usunięciu kawałków wykorzystujących wspomniane wyżej instrumenty dęte i elektronikę, na płycie zostają delikatne kompozycje, w których Björk zawodzi w akompaniamencie gitar, lutni, bębenków i mrowia innych, niezidentyfikowanych dźwięków – takimi utworami są na przykład „Hope” czy „My Juvenile”.
Dobrze przypomnieć sobie, co dzieje się w głowie szalonej kobitki z Reykjawiku, wszak już niebawem nawiedzi nasze szerokości geograficzne – w połowie wakacji wystąpi na tegorocznej edycji festiwalu Heineken Open’er w Gdyni.