Dungen „Tio Bitar” (2007)

DungenZastanawiam się, kiedy po raz ostatni słyszałem w radio coś naprawdę rewolucyjnego i odkrywczego. Skoro nikt nie ma już pomysłu, co by tu jeszcze odkryć albo połączyć w oryginalny sposób, niektórzy poszukują wyjścia w ucieczkach w przeszłość, ascetycznych powrotach do korzeni. Do tej grupy fanatyków należy szwedzka kapela Dungen. Grupa młodzieńców składających głęboki ukłon najbardziej znarkotyzowanym zespołom rockowym lat 60tych.

Muzyka jest tak bezkompromisowa i surowa, że naprawdę trzeba podziwiać odwagę czwórki młodych Skandynawów. Wyglądają i grają tak, jakby ktoś wyrwał ich żywcem z epoki The Who i Jefferson Airplane. „Tio Bitar” (czyli „Dziesięć Kawałków”, teksty kapeli są wyłącznie po szwedzku) to już piąty krążek grupy od 2001 roku. Autorem muzyki i tekstów jest w większości wypadków Gustav Ejstes, który zaczynał ongiś od pisania (sic!) hip-hopowych kawałków. Jego kapela jednak rzadko wychodzi poza tradycyjne aranżacje oparte na perkusji, basie, wokalach a przede wszystkim gitarach o brudnym, hendrixowskim dźwięku. Chociaż w wyniku tego podejścia rezygnuje do pewnego stopnia z melodyki linii wokalnych (poza klimatycznymi chórkami), bogato nadrabia bogatą kolekcją riffów gitarowych, które są w stanie zawstydzić klasyków gatunku.

Podobnie jest na najnowszej płycie. Kompozycje tu i ówdzie uzupełniają organy, smyczki lub flet, czasami psychodeliczne kawałki płynnie przechodzą w szalone improwizacje pełne wyjących gitar (na przykład hendrixowski „Mon Amour”, najdłuższa jazda na płycie). Jeżeli kapela wychodzi poza tę formę, to czyni tak znowu w duchu lat „dzieci kwiatów” – do psychodeli dodaje tu trochę folku, tam muzyki Wschodu … Jednak nawet gdy zahacza o art-rocka czy rocka progresywnego, nigdy nie narusza wrażenia kompletnej autentyczności, nie daje się wkręcić w laboratoryjnie zestawione kompozycje, zawsze daje upust zwierzęcej energii. Można powiedzieć, że muzyczny świat tej kapeli zaczyna się w okolicach 1966 roku a kończy tuż przed świtem nowej dekady.

Jeżeli więc ciągle z łezką w oku wspominacie Hendrixa, Morrisona czy Syda Barretta i jeżeli marzy się Wam taka podróż w czasie – to zapraszam serdecznie.

Web

MySpace

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *