Václav Havel pojechał do Polski, palnął jedno zdanie o wyborach i wrócił do kraju okryty niesławą. Dla Zaolziaka sytuacja była o tyle ciekawsza, że mógł obserwować i porównywać reakcje mediów obu państw. Oczywiście potwierdziło się hasło – Veritas omnia vincit. Problem w tym, że polska prawda była całkowicie odmienna od czeskiej.
Aby było zabawniej, stronnictwa wymieniły się „prawdami”. Polacy, zamiast oburzyć się sprawiedliwie jak jeden mąż, zaczęli się spierać. Dyskusje internetowe pęczniały nie tylko od głosów dezaprobaty, ale też od przytakujących stwierdzeń i haseł typu „Wróg się łasi, przyjaciel krytykuje”. Nawet najbardziej zażarte debaty ucichły zaś po dwóch, trzech dniach. Tymczasem na pierwszych stronach czeskich gazet ciągle pojawiały się duże napisy „Havel obraził Polaków”, „Havel zdegustował Polskę”, ewentualnie „Polacy po słowach Havla rzucają się do Wisły”.
Pojawiła się jednak też ciekawa wypowiedź czeskiej członkini OBSE, czyli organizacji wysyłającej międzynarodowych obserwatorów. Kobita słusznie zauważyła, że zmuszamy młode państwa do przyjmowania naszych podglądaczy a sami wściekamy się, gdy ktoś zaproponuje nam to samo.
Prawe i sprawiedliwe państwo nie powinno się przecież bać rutynowej kontroli. Niech Czesi także zgłoszą się na obserwacje. I niech tak samo zrobią Niemcy czy też Stany Zjednoczone. To w zasadzie nic więcej, niż zwykłe okresowe badania lekarskie. Zdrowy pacjent nie musi się ich obawiać. Co innego, jeżeli hoduje sobie po kryjomu rzadką odmianę azjatyckiej cholery (chiński komunizm) albo wścieklizny (dyktatura prawicowa).
Polski incydent jest przepięknym tego przykładem. Najostrzejsza była reakcja środowisk ekstremistycznych. Ultrakonserwatywne organizacje domagały się nawet deportacji Havla za granice (najlepiej tylko w skarpetkach i slipkach) oraz dożywotniego zakazu wstępu na teren kraju.
Groźnie to dla Havla wygląda, bo za trzy miesiące te granice znikają. Jak jeszcze będzie w Polsce wąsem ruszał, to nie będą go już mogli wyrzucać przez Olzę.
Gorzej – nad Bug zaniosą i tam przerzucą. Do Łukaszenki. Poszerzy sobie więzienną kolekcję dysydentów.