Szlag

Jako iż wczesną jesienią nie ma z reguły nic do roboty poza łapaniem pierwszych spadających liści oraz prątków nowej fali grypy, postanowiłem się poszlajać po ślubnym kobiercu. Serce mam lwie i podnieciła mnie wizja samotnej walki stoczonej z tabunem wrednych urzędników, szermujących ostrymi niczym igły długopisami.

„Co mi tam!” – rzekłem sobie – „Podniosę poprzeczkę jeszcze wyżej! Robotę załatwię, śluba wezmę, zwierzęta zaszczepię i odejdę z pola bitwy z bolesnym uśmiechem na ustach, co by mi ludzie współczuli!” Rzuciłem się tedy do boju, by zastygnąć ze zdumienia już w trakcie pierwszej potyczki. Nie wiem, co się dzieje, ale chyba jakieś dziwne promieniowanie spowodowało, że bractwo urzędnicze nie jest wcale opryskliwe. Wręcz przeciwnie – te paskudy są miłe i usłużne! Gdy pani na urzędzie miejskim wypełniła za mnie formularze a później zapytała, czy może jeszcze w czymś pomóc, o mało co nie zwilżyłem policzka gorącą łzą. Pan z socjalnego poprosił mnie o chwilę cierpliwości i pobiegł kserować moje dokumenty! Wybieram się z moją połówką do ubezpieczalni a tam kobita życzy nam ze szczerym uśmiechem wszystkiego najlepszego na wspólnej drodze życia. No i jak tu się, cholewa, gniewać?

Opuściłem tarczę. I wtedy nadszedł cios. A raczej ciosik. Chociaż przynajmniej od tej najmniej oczekiwanej strony. W trakcie wizyty u weterynarza najpierw pies na wejściu zrosił śnieżnobiałe kafelki, zaś chwilę później lekarz w trakcie oględzin legwana o dostojnym imieniu Platon stwierdził, że jest on … dziewczynką. Szok. Po roku zmagania się z jego (jej) fochami, które przypisywaliśmy trudnemu charakterowi myśliciela, okazało się, że to po prostu zespurzona małolata.

I tyle było problemów. A co gorsza – nie oczekuję żadnych kolejnych. Z uwagi na zaawansowany dymorfizm płciowy gatunku ludzkiego goście weselni nie zostaną zaszokowani zdemaskowaniem ukrytej płci jednego z państwa młodych (zwłaszcza że żenich włochaty a niewiasta krągła tam, gdzie niewiasta krągła być powinna).

Tak więc nie dość, że nie udało mi się powściekać, to jeszcze na dodatek tą corocznie pielęgnowaną jesienną depresję popsuje mi szczęście małżeńskie. A niech to szlag.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *