Kratki

Ponieważ mediom najbardziej do twarzy w różnego rodzaju płynach ustrojowych, jesteśmy stale karmieni relacjami z wypadków, katastrof i morderstw. Większość z nas jest już tym na tyle zahartowana, że spokojnie mogłaby jeść chipsy do transmisji na żywo z sekcji zwłok. Jeżeli istnieje jednak rzecz, która zawsze i na nowo dziwi mnie, gdy słucham relacji z rozpraw sądowych, to jest nią surowość prawa. A raczej jej brak. Otóż – żyjemy w państwie, gdzie sądy są miłe i tolerancyjne, wręcz przytulaste w stosunku do zbrodniarzy i sadystów.

W arcydziele rosyjskiej literatury Raskolnikow poturbuje siekierką dwie kobiety, za co w ostatecznym efekcie zostaje zesłany na Syberię. U nas można wyjść na ulicę z ciupagą w prawicy i przetrzebić ludność mniejszego miasteczka, by otrzymać kilkanaście lat w ocieplanej celi, z dostępem do siłowni i z posiłkami trzy razy dziennie. Gdyby Dostojewski żył dzisiaj między nami, nazwałby swoje dzieło „Zbrodnia i kawa”.

Nie proponuję tutaj bynajmniej kary śmierci ani publicznych linczów, chociaż nie ukrywam, że podłączenie elektrody w kluczowe miejsca organizmu mogło by być mocnym argumentem. Może po prostu od czasu do czasu przydałoby się rozróżnić trochę wyroki dla hodowców nielegalnych ziółek oraz złodziei w sklepach spożywczych od kar dla kanibalistycznych zbrodniczych recydywistów. Jak już nic innego, to zmusić tych ostatnich do wyjścia na świeże powietrze i rozruszania odleżyn w kamieniołomie albo kopalni uranu, jak za starych dobrych czasów. Bo przecież zdrowie jest najważniejsze.

Można też rozważyć koncepcję mojego znajomego, który proponował ongiś, by zamiast więzień budować dla morderców areny walk – oczywiście za pieniądze z funduszów  europejskich. Każdą nową dostawę recydywistów wrzucić na środek Koloseum, dać im do ręki po wykałaczce, włączyć kamery i emitować dla ludu w późny sobotni wieczór zamiast amerykańskiego horroru lub kroniki kryminalnej.

Póki co – w aktualnym klimacie prawnym do morderców musimy sobie wyhodować taki stosunek, jak do przysłowiowych mrówek faraona. Skoro się nie można pozbyć, to trzeba pokochać. Zaprosić do stołu wigilijnego, przesłać nowy sweter na imieniny, zaprowadzić na wystawę noży japońskich. A na wszelki wypadek trzymać pod ręką akumulator i elektrody.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *