Mam taki dziwny odruch, dzięki któremu kilka razy o mało co nie zdekompletowano mi uzębienia. Dzięki niemu też od czasu do czasu w mojej skrzynce elektronicznej pojawia się list pełen ciepłych uczuć bratniej duszy, który zawiera kilka teorii na temat mojego pokrewieństwa z wszelakimi przedstawicielami fauny, czy też w wyszukany sposób buduje dla mnie diagnozy psychiatryczne.
Zamiast bowiem poszukiwać schronienia po jednej stronie skłóconych stronnictw z upodobaniem plasuję się między nimi, co oznacza niestety rezygnację z bezpiecznego wsparcia popleczników i stwarza ryzyko dla otoczki fizycznej. Ta bowiem w sytuacji obustronnego ataku narażana jest nie tylko od strony facjaty, ale i felietonistycznej pupy. Natura ludzka jest zaś taka, że trudno o bardziej kontrowersyjny i budzący niezdrowe emocje temat, niż przekonania religijne.
I tak w Polsce z uporem maniaka staram się wytłumaczyć co poniektórym, że ateista czy agnostyk nie zawsze musi być nihilistyczną szują bez krzty moralności, w Czechach zaś – że nie każda osoba wierząca jest ślepym fanatykiem, którego ulubionymi krotochwilami są post i biczowanie się wieczorami w świetle gromnic. A prawdę powiedziawszy – ostatnio częściej spotykam fanatycznych ateistów, niż chrześcijan.
Sam wychowany w wierze luterańskiej, mam żonę katoliczkę, kilku przyjaciół buddystów, jednego kolegę Żyda – nie buduję im stosu i sam nie jestem przypiekany. Katolicy wstydzą się za inkwizycję, protestanci za polowania na czarownice (tak, wbrew powszechnemu mniemaniu to oni podpalali absolutną większość stosów pod strzygami Starego i Nowego Świata). Dlatego czasami zaboli, gdy porozumienia między religiami nie udaje się nawiązać nawet na najwyższych szczeblach.
Tak było ostatnio w Watykanie. Po rewolucyjnych zmianach pontyfikatu Jana Pawła II doszło do znaczącego ochłodzenia stosunków. Gdy do Stolicy Apostolskiej miał przyjechać Dalaj Lama, papież odmówił mu spotkania, gdyż „uraziłoby to uczucia ludu chińskiego”. Lud tybetański jest oczywiście mniejszy, więc ma mniejsze uczucia. Dalaj Lama pozwiedzał piękne miasto i powspominał na dziewięć spotkań z poprzednikiem aktualnego Ojca Świętego.
Spoglądając wstecz na historię Kościoła raczej trudno zrozumieć tą decyzję, bo przecież człowiek na błędach się uczy : w XX wieku Watykan raz stanął po stronie brązowego reżimu – a księża ginęli, drugi raz zaś wstawił się za ofiarami reżimu czerwonego – a księża ginęli. Jeżeli rozmawiamy o moralności chrześcijańskiej, mamy na myśli ojca Kolbe czy też księdza Popiełuszkę, czyli duchownych, którzy poświęcili życie w imię ideałów a nie Piusa XII, który przekazywał pod opiekę Boga Hitlera czy generała Franco.
Cieszę się, że obecny papież – w odróżnieniu zapewne od Karola Wojtyłły – życzy tak dobrze chińskiemu ludowi. Być może po tym geście władze komunistyczne pozwolą nawet na zbudowanie kilku kościołów. Materiałów budowlanych będzie pewnie pod dostatkiem – na wyżynie tybetańskiej stoją jeszcze przecież resztki sześciu tysięcy spalonych buddyjskich klasztorów.