Róisín Murphy „Overpowered” (2007)

To już druga płyta solowa ładniejszej połowy brytyjskiego duetu Moloko. Projekt łączący trip-hop z funkiem a przede wszystkim charakterystycznym poczuciem humoru, które przejawiało się zarówno w tekstach, jak i pomysłach aranżacyjnych. Niestety, chociaż Moloko skradło serca całym rzeszom fanów, projekt narodził się wraz z powstaniem intymnego związku dwojga muzyków i przestał istnieć dokładnie w chwili wygaśnięcia uczuć. Róisín do dzisiaj mówi, że nie chce wracać do tego etapu jej życia i koncentruje się na solowej karierze. Nowa płyta ma pokazać, jak jej te starania wychodzą.

Od razu trzeba powiedzieć, że to irlandzkie dziewczę nigdy nie należało do licznej grupy wokalistek, których udział na projektach muzycznych kończy się na użyczeniu ich głosu w studio oraz ładnej twarzyczki na okładkę płyty. Murphy sama jest autorką wielu utworów i zawsze miała dosyć duży wkład także w produkcję – a więc także w ostateczne brzmienie nagrań. Mimo to nowa płyta w porównaniu z albumami Moloko jest o wiele skromniej naszkicowana, brakuje zabaw z metrum i zaskakującymi wstawkami, dominują proste, mocne rytmy i melodie. Mimo wszystko niesprawiedliwe wydaje mi się porównywanie jej do Kylie Minogue – takie paralele wysnuwali co poniektórzy recenzenci, nie zauważając, że w odróżnieniu od drobnej Australijki Róisín nie jest tworem menedżerów, ale sama pracuje nad swoimi płytami. Ma resztki godności i pomimo widocznych starań przypodobania się szerszemu ogółowi, nie zawahała się od czasu do czasu budować kompozycji na szalonych kombinacjach syntezatorów i funkowego basu. Podobnie jak Kylie (a raczej jej producenci) wyczuwalnie czerpała inspirację ze schyłkowej ery disco lat 70tych zmieszanej z chłodnym powiewem młodych lat 80tych – mimo to udało jej się nadać im swym charakterystycznym głosem trochę dystansu, figlarności.

I to właśnie jej głos w całej gamie odcieni emocjonalnych jest czynnikiem ratującym całą płytę. Nie to, żeby reszta była zła. Chociaż jednak album jest starannie dopracowane, widać, że na razie Róisín nie sięgnie poziomów, na których poruszała się w starych, dobrych czasach Moloko. Mimo to z satysfakcją można rzec, że jest na najlepszej do tego drodze. Czekajmy na więcej.

Spróbuj, jeżeli smakuje Ci : Lamb „What Sound” , Morcheeba „Charango” , Kosheen „Resist”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *