Wszyscy moi znajomi wiedzą, żem szuja i okrutny bezbożnik, któremu nic nie jest święte i który – gdy nikt nie patrzy – dokucza zwierzętom i śmieje się z upośledzonych. Aby podtrzymać tą renomę postanowiłem podźgać w ogólnie szanowany autorytet. Do chlubnego pocztu moich pieczołowicie pielęgnowanych cech negatywnych mogę więc od razu dodać tchórzostwo, gdyż tak się składa, że za cel wybrałem sobie autorytet niegroźny, bo martwy.Otóż pewna bliska mi osoba zagłębiała się ostatnio w lekturę „Gwiazdki Cieszyńskiej”, tygodnika wydawanego w Cieszynie od 1851 do 1939 roku, latarni polskości na ziemiach śląskich. Z nazwisk redaktorów czy korespondentów tej gazety można ułożyć kompletną listę ulic Cieszyna – i nie tylko ulic, ale też placów. Jest bowiem w Cieszynie Plac Londzina, który wziął nazwę od księdza Józefa Londzina, długoletniego redaktora naczelnego pisma. Społecznika, historyka, burmistrza miasta Cieszyna, człowieka powszechnie szanowanego. I to w dużej mierze zasłużenie. Mnie jednak zawsze ciekawił mechanizm procesu „wybielania” życiorysów tak szanowanych autorytetów. „Gwiazdka” bowiem – że tak eufemistycznie to określę – bez większych oporów poddała się antysemickiej atmosferze lat 20tych. I tak można dowiedzieć się wiele interesujących informacji na temat tej „rasy o wrodzonej chełpliwości”, „żydków” i „krzywonosych”, pojawiają się nawoływania, by wskazywać palcem ludzi, którzy przyczyniają się do „zażydzenia miasta”. Ukazał się artykuł o bolszewikach i Żydach budujących w Rosji pomnik Judasza (pierwotnie decydowano się jeszcze podobno między Kainem a Lucyperem). Na zakończenie zaś jak byk stoi apel zachęcający do „odżydzenia” Polski. Sam cieszyński Gandhi pisze zaś w tekście stanowiącym reakcję na krwawo stłumiony strajk robotników krakowskich w 1923 roku (w sumie 32 trupów po obu stronach barykady), że „zamiast rokowań z socjalistami, należało w odpowiedzi na rokosz przeciwko państwu zasłać ulice krakowskie ścierwem bolszewickim“. A to ci humanista.
Oczywiście zawsze można powiedzieć – takie były czasy. Stwierdzenie to bardzo łatwo przychodzi, gdy wypowiadamy je z pozycji obserwatora. Ciekawe, że z podobną swobodą nie bronimy osobników, którzy składali baty na naszych własnych garbach. Przyszłym razem, gdy ktoś będzie nam zamykał szkołę, pokornie przyjdziemy, damy kwiatka, czekoladki i klucz od bramy. Nie ma co z tym walczyć. Takie czasy.