Nie zrażony deszczem i błockiem chętnie dałem się zwabić na tegorocznego Gorola – sobotni pobyt w Lasku Miejskim był okazją nie tylko do spotkań ze znajomymi, z dyskretnym urokiem mioduli i wszystkimi nieszczęściami, jakie ta krotochwila za sobą pociąga, ale także do refleksji nad kondycją naszego folkloru. A nie ma co ukrywać – refleksja ta była niewesoła.
Prawdę powiedziawszy trochę zaniepokoiło mnie już wcześniejsze zapoznanie się ze stronami internetowymi imprezy – jest wprawdzie dużo informacji, są nagrania wideo a nawet forum dyskusyjne, gorzej już ma się sprawa z dopracowaniem wersji językowych (w polskiej części bije po oczach sekcja „Fun” albo odsyłacz „Sdělte své zážitky”).
Jak się jednak okazało, prawdziwy „fun” był dopiero na miejscu. Przyzwyczaiłem się już do planszy reklamowych czy też tradycyjnej góralskiej potrawy „stryky s čínou“ (z plastowym przyborem). Najbardziej jednak zapadły mi w pamięć wieczorne piruety dramaturgiczne.
Oczywiście sam czystego sumienia nie mam, kilka lat temu też grałem z kapelą na Gorolu, a trzeba uderzyć się w pierś i przyznać, że raczej trudno się doszukać w tej muzyce wątków folklorystycznych. Jednak w tym roku było barwniej – zanim jeszcze zaczęła grać Folkoperacja, z głośników zabrzmiały Kanikuły, pansłowiański hit letnich dyskotek, po czym jabłonkowski DJ napoił słuchaczy hiphopową mieszanką.
Mnie to nie dziwi, jako etnolog in spe dobrze wiem, że Jabłonków zawsze był stolicą masywnego beatu, każdy zna przecież takie przeboje, jak „Joł, joł, Helenko” MC Macieja, najostrzejszego gangsta ze Wschodniego Beskidu. To tylko kwestia czasu, kiedy górale powrócą do korzeni, kapele wymienią skrzypce na gramofony a helokani wróci do pierwotnej formy czystego rapu.
Gdyby bozia obdarzyła mnie potężnym góralskim głosem, oj, stanąłbym hardo, tupnął w błotko, wzniósł prawicę ku niebu a wiatr zaniósłby pod gałęzie smreków i pod parasole Pepsi mój gromki śpiew : Gorolu, czy ci nie żal?
Byłem, widziałem, podpisuję się…
Dobrze i mocno napisane, oddaje istotę rzeczy
( kupa ludzi pewnie się oburzy, bo jakże to tak, myśmy tu som jedyni, prawdziwi i namaszczeni przez samego MC Łondraszka, ale rzeczywistość rządzi się swoimi prawami )
pzdr
A dziękuję za przypomnienie … Jak mogłem zapomnieć o MC Łondraszku!? :)
mowiac o plakatach reklamowych, warto wspomniec smieszne stoisko sprzedajace oryginalne gorolskie upominki. z sajlesnetem na fasadzie i boginia nike w srodku ;)
http://sigfried.xf.cz/P1000374.jpg