Światło słoneczne aplikuje nam pokaźne dawki melatoniny i witaminy D i budzi w nas pokłady uśpionej energii. Niestety, każdy fizyk atomowy dobrze wie, że nadmiar energii nie wróży niczego dobrego. Osobnicy, którzy są z natury negatywistyczni, niczym motyl przeradzają się bowiem w tych dniach z poczwarki zimowej depresji w wybujałe, pstre imago złośliwości.
Tu jednak kończy się porównanie do motyli – imago ma w takim wydaniu postać przykurczonego gnoma, trolla przemykającego w cieniu ulic i chichoczącego okrutnie. Tu zakopie dzieciom w piaskownicy minę przeciwpiechotną, tam kaczki przepędzi na polską stronę Olzy, czasami przebierze się w kostium jakiejś choroby wenerycznej i idzie do parku Sikory straszyć kochanków. W solniczkę cukier, w bak piach, w oko sól, gołębia na dach.
Kulminacyjnym punktem dnia pracy niektórych takich gnomów jest godzinka spędzona przy wertowaniu doniesień prasowych. Ha-ha, zanoszą się śmiechem złym – nieźle tym Meksykańcom dowaliło! Nie dość, że świńska grypa, to jeszcze im ziemią zatrzęsło. Szkoda, że ich gospodarka opiera się na burritos i tequili, tak to by im jeszcze kryzys ekonomiczny dopiekł. Aaa, jak fajnie było, gdy podrzucili naszym lokalnym Meksykanom koktajle Mołotowa – wprawdzie poparzyło się dziecko, a to nie wygląda zbyt dobrze medialnie, ale może dzięki temu pozostali członkowie plemienia znowu ruszą masowo do Kanady. A wraz z nimi Ruski, Ukraińce, asfalty, Fryce, jarmułki, geje, starzy, chorzy, zezowaci i piegusy.
I co by tu jeszcze, i komu by tu jeszcze? Pomysłów wiele, a życie krótkie. Rozłażą się gnomy po miastach i źle im z oczu patrzy. I kombinują – psuje, chochliki, skrzaty podstępne wszelkich maści, rang i tytułów. Psioczą i prychają, drapną tu i ówdzie kosmatym paluchem, wkładają zbuki do lodówek i zakalce do piekarników. Mleko kwaśnieje, druk się rozmywa, klucze się gubią.
Mówi się, że złość piękności szkodzi – i co z tego, skoro złośliwość tak cudownie umila brzydotę?