W jakich cudownych czasach żyjemy, przyjaciele! XXI wiek uraczył nas kolejnym przełomowym odkryciem – naukowcom udało się stwierdzić, jak pachnie śmierć. Przyrządy wychwytujące substancje zapachowe, które ciało emituje chwilę po zgonie, mogą być pomocne w akcjach ratunkowych. Wiem, makabryczne to poniekąd, ale czemu od razu takie smutne miny – przecież nie zatrzymamy się tylko tutaj, wszak to nie koniec możliwości tej cudownej, nowej technologii!
Na pewno uda się bowiem zmodyfikować te „wąchacze” tak, by znalazły wykorzystanie także w powszednich, praktycznych sytuacjach. Mamy już w tym zakresie spore doświadczenia, na co dzień używamy przecież terminologii zapachowej – nieprecyzyjnej wprawdzie, ale dającej ogólne pojęcie. Jesteśmy w stanie wywąchać u naszych znajomych o wiele, wiele więcej niż to, czy żyją, czy nie.
Mówimy „coś mi tu śmierdzi!” i „ale z niego gnojek!” – wąchacze mogą znacząco sprecyzować te odczucia, pomogą nam określić, co dokładnie śmierdzi i o jaki rodzaj gnojka chodzi. Będą w stanie zwietrzyć podstęp, wywąchać zdrajców, wyczuć ironię, pomogą nam w namierzaniu zepsutych dzieci, śmierdzących leni i zgniłków, analizując stare skorupki będą w stanie stwierdzić, czym za młodu nasiąkły … Jednym słowem – zrewolucjonizują wszystkie dziedziny, pozostając bezradne jedynie w sektorze finansowym, gdzie barierę nie do pokonania stwarza maksyma pecunia non olet.
Urządzenia wzmacniające narząd węchu wezmą szturmem także służbę zdrowia, pokładając kres wymówkom wszystkich obiboków i symulantów – teraz już nikt nie będzie mógł powiedzieć „nie czuję się dobrze”! Wszak każdy będzie dobrze czuł nie tylko siebie, ale i innych. Być może zbędna będzie komunikacja werbalna, skoro będziemy mogli wyniuchać, o co chodzi naszym bliźnim.
Dobrze, dobrze, chyba zanadto się rozkręciłem. Przynajmniej sami widzicie, jak by mi się przydał taki wąchacz – od razu bym poznał, kiedy felieton zaczyna zalatywać lekką przesadą.