Nieraz już zachęcałem na łamach tego bloga do spotkań z literaturą mniej lub bardziej piękną. Tym razem będzie jednak trochę inaczej. Po pierwsze dlatego, że autor żyje. Po drugie – znam go osobiście. Zapewniam was jednak, że promowałbym ten wątły tomik nawet wtedy, gdyby jego autorem był obcy trup.
Bardzo rzadko trafiam na nową poezję, która tak sympatycznie mieściłaby się w moich oczekiwaniach estetycznych i formalnych. Teksty Pawła to wiązki myśli niespokojnych, czasami wręcz rozdrażnionych, to poezja miasta, kofeiny i zaczerwienionych oczu. Zresztą, niech wiersze bronią się same.
—
zmartwychspanie
nie miałem czasu się przebrać
wiatr sieje bezdomni w autobusach
rozpalają ogniska wyjmują wiśniówkę z watowca
kołyszą się medytują puszczają bańki z nosa
pełne kolorów to zima przyszła zima
na oszronionych samochodach wydrapane kutasiki
pod lasem przebiegło gavagai teraz zamiera
ten bezruch
i rusza zaczajone wyskakuje z nory drapieżne
stado tramwajów czem prędzej się przeobraża
wygina pręży ociera o siebie
przebija się przez centrum
i miasto przebija jak strzała
i wciska pod poduszkę
jakbym słyszał przez ścianę
przez ciebie siebie
jak w nie bie
nie bie
—
za kilka dni wyprowadzę się z domu
poza tym każdy może tak mówić
tego po prostu nie widać
powiedziała i nie dopiła kawy
dawno wystygła
światło odbija się od śniegu
rozprasza strachostki śnieg padał
co to go na włosach miałem
cały ostatni rok
jakaś przerwa odpocząć od siebie
trzemy piekące oczy muszę
odpocząć od siebie dlatego
też nie rozumiem
uwijemy sobie damy możemy
sobie stworzyć taką małą iluzję
może każdy powiedziała
i nie dopiła kawy
—
Tomik możecie pobrać darmowo z Internetu albo zamówić wersję papierową – po kosztach przesyłki. Wszystkie informacje i link do pobrania :
Wpis przemknął jakoś cicho, zróbmy więc jeszcze trochę hałasu (i promocji). Lektura całości warta była zachodu, widać talent do rozpychania języka, semantycznych konstelacji, podstawiania nogi współczesnej polszczyźnie itp. Czytałem nad ranem, od deski do deski (*.pdf) i to być może spotęgowało efekt. To właściwie bardziej jakaś tekstura niż zbiór wierszy – wpadając w nią, żal się wyplątywać ;)
PS. :-)
“nienazwane 1”
twój ojciec powiedział że nie obchodzi go
co się stało że walcząc ze światem
robił to wszystko dla ciebie dla ciebie
giął się i upadał słuchał akcydentalnego
jazzu słuchał tego hałasu który po kilku piwach
stawał się po prostu nie do zniesienia tylko
pozostawiał jakiś niesmak w ustach jak pocałunki
z dziewczynami w małych czarnych kawiarniach
naciągających samotnych desperado na strzały z pianką
lecz kiedy postawiło się sytuację wystarczająco jasno
zdejmowały te swoje brudne staniki zawieszały je
na żyrandolach tak aby z samego rana wirowały
nad głowami gdacząc jak osowiałe anioły na trzecim kacu
bezsilnie wyciągające języki do zmierzwionych piór
wetkniętych jak pióropusze w słodką padlinę
którą się żywisz w której śpisz w której chodzisz
w której oglądasz telewizję sprawdzasz pocztę
w padlinę która jest pomiędzy ustami twoimi
a ustami mężczyzny który w barze mlecznym
popijając kakao słucha starych kawałków fogga
i siorbania zupy i rozmów o pierogach i tego dźwięku
który wydają hamujące tramwaje a wszyscy patrzą
ze zrozumieniem i tylko w workach pod oczami
tych studentów którzy wielokrotnie zaliczyli
koniec świata z torsjami i tangiem
pojawia się bunt
ciekawe, czy Paweł stworzył nowy gatunek poezji dla filozofów, bo na razie przede wszystkim oni reagują – ściągają się jak muchy do miodu :D