Sam nie wiem dlaczego, ale lubię klimaty postapokaliptyczne. Może to psychiczne następstwa nałogowego grania w Fallouta w okresie pokwitania? W każdym razie moje zachcianki zazwyczaj pozostają niespełnione – filmy katastroficzne to parada płycizny, żenady i tanich sztuczek. Tylko raz na ruski rok zdarza się cud.
I oto on.
Film Droga opowiada historię ojca i syna – pary uchodźców przemierzających kompletnie zdewastowany i nadal szybko niszczejący krajobraz pełny suchych traw i spalonych drzew. Od miesięcy nie napotkali na żadne rośliny ani żywe zwierzęta. W wózku na zakupy przewożą żywność znalezioną w opustoszałych ludzkich osadach, rewolwer z dwoma nabojami jest jedyną ochroną przed hordami rabusiów polujących nie tylko na dobytek, ale też na same ciała napotkanych nieszczęśników. Mięso staje się towarem o nieocenionej wartości.
W główną fabułę wpleciona została nić retrospekcji – główny bohater wspomina chwile tuż przed oraz tuż po katastrofie, kiedy mieszkał jeszcze razem z żoną oraz nowo narodzonym synkiem. Oba wątki stopniowo uzupełniają obraz psychologiczny człowieka desperacko kochającego swoją rodzinę i walczącego z beznadziejnie okrutną rzeczywistością.
Para bohaterów zmierza powoli na południe, nad morze, gdzie ma nadzieję znaleźć lepsze warunki do życia. Krajobraz jest jednak monotonnie stały, największe zmiany zachodzą więc w psychice samych bohaterów oraz w relacjach między nimi. Ojciec zaczyna powoli uświadamiać sobie, że obaj muszą się zmierzyć nie tylko z okolicznościami, ale przede wszystkim – z czasem. Czy ufny i bezradny synek zdąży się usamodzielnić, zanim jego opiekun odejdzie?
Droga to film daleko wykraczający poza standardy i stereotypy gatunku. Nienazwana i nieopisana globalna katastrofa staje się zaledwie tłem dla świetnie narysowanego dramatu. Swoją drogą smutny to fakt, że takie poważne potraktowanie tematu nie jest standardem, ale rarytasem – nie ma tu żadnych udziwnień, fantastycznych zjawisk ani hollywoodzkiego bohaterstwa.
Bardzo dobrze poradził sobie z rolą opiekuńczego ojca Viggo Mortensen (tego pana znamy jako Aragorna z Władcy Pierścieni), w tragiczną postać matki wcieliła się jak zawsze wyśmienita Charlize Theron. Przemiłym zaskoczeniem były malutkie role dwóch aktorów ucharakteryzowanych nie do poznania – Guya Pearce’a oraz Roberta Duvalla, który przedstawia tutaj ślepego starca pogodzonego ze swoim losem.
Na szczęście nie zawiodła też strona techniczna a zwłaszcza scenografia, która w tego typu filmach zazwyczaj jest szyta grubymi nićmi. Przedstawiony świat to zwarta, spójna i precyzyjnie obmyślana wizja, spokojne oko kamery bardzo ładnie radzi sobie w minimalistycznych pejzażach, przypominających wieczną późną jesień.
Droga to ekranizacja powieści amerykańskiego pisarza Cormaca McCarthyego. Jego nazwisko zdobyło rozgłos w naszych szerokościach geograficznych przede wszystkim dzięki filmowej przeróbce innej powieści jego autorstwa – To nie jest kraj dla starych ludzi braci Coenów.
Mam wrażenie, że McCarthy może być dla reżysera zarówno zbawieniem, jak i niezłą pułapką – w swojej prozie lubi bowiem akcentować bardzo konserwatywne poglądy, pomimo świetnych pomysłów i świadomego kruszenia klisz ma niestety tendencję do moralizowania.
Twórcy dwóch wspomnianych ekranizacji byli na tyle inteligentni i sprawni, że świetnie poradzili sobie z tymi problemami. Zobaczymy, czy kolejni też będą mieli tyle szczęścia.