Czytam gazety, oglądam wiadomości i coraz bardziej utożsamiam się z cytatem Bolesława Prusa, który trafnie niegdyś zauważył, iż „nawet między zwierzętami nie znajdziesz tak podłych bydląt jak ludzie”.
Niedawne powodzie zakończyły nie tylko dziesiątki żywotów ludzkich, ale też tysiące istnień zwierzęcych. I, co najsmutniejsze, często było to spowodowane właśnie przez głupotę lub egoizm ludzi, panów świata. Z zalanych obszarów napływały opisy dantejskich scen, całych stajni i obór wypełnionych truchłem utopionej trzody. Jak kilkakrotnie przyznali sami właściciele, nie wypuścili oni zwierząt na zewnątrz, ponieważ wtedy mógłby je sobie zabrać ktoś inny.
Jak zawsze zadziałała więc zasada „psa ogrodnika”, który sam nie zeżre, ale innemu nie da. W końcu władze zabrały się za przymusowe wysiedlanie zwierząt, tyle, że nie z powodów etycznych, a higienicznych.
Woda w końcu opadła, co najwidoczniej nie wszystkim poprawiło humor. W Hawierzowie jakiś osobnik zdenerwowany świergotem jaskółek wziął kij i „pozamiatał” – w miejskim kontenerze znaleziono ponad sto zabitych ptaków. Sami widzicie, spełniają się słowa Pisma – człowiek ponownie zapanował nie tylko nad bydłem, ale też nad ptactwem niebios. Pora na futrzaki.
W lesie koło Brna znaleziono jamnika przybitego do drzewa za uszy. Na Słowacji właściciel wyrzucił dwa psy z siódmego piętra, poprawiając jednego maczetą. W Pradze mężczyzna starał się zatłuc swojego owczarka młotem. Surowe czeskie ustawodawstwo oczywiście od razu przystąpiło do działania – bardzo możliwe, że jeżeli pies wyzdrowieje, jego właściciel nie będzie go mógł odebrać ze schroniska (sic!).
Najczęściej czytelnik reaguje na takie informacje stwierdzeniem „a ja bym mu zrobił tak samo, niech zobaczy, co to cierpienie!”. Tu odpowiadam „nie zrobiłbyś, bo jesteś normalnym człowiekiem” – a normalny człowiek jest wyposażony w mechanizmy psychologiczne, a nawet fizjologiczne, które nie pozwalają mu znęcać się nad żywą, reagującą istotą. Dlatego psycholodzy z taką fascynacją studiują sadystycznych morderców, którzy są pozbawieni tego najbardziej ludzkiego odruchu.
Z jednej strony po naszych ulicach wałęsają się całkowicie wypaczone jednostki, z drugiej – chore, łyse i szczerbate prawo traktuje tego typu zajścia mniej więcej tak, jak uszkodzenie majątku. A któż może mnie karać za to, że wziąłem siekierę i rozwaliłem sobie samochód?
Pisałem felieton w podobnym duchu jakieś pięć lat temu. Zakończyłem go wtedy notorycznie znanym cytatem Mahathmy Gandhiego : „Wielkość narodu i jego postęp moralny można określić na podstawie tego, jak traktuje on zwierzęta.” Jak by nie patrzeć, na razie nadal nie wspięliśmy się powyżej poziomu zdeprawowanych karłów.