Być może tego nie wiecie, ale Roman Polański to nie tylko znany pedofil, ale także całkiem zdolny reżyser. Na jego nowy film musieliśmy czekać aż pięć lat, przy czym po jego ostatnim dokonaniu, Oliverze Twiście, w sumie nawet nie było wiadomo, czy warto. A tu zaskoczenie – dobry film!
„Dobry” to mało powiedziane. Polański nakręcił dzieło finezyjne i dojrzałe, niesłychanie dopracowane, w bezpośredni sposób nawiązujące do tradycji kryminałów lat 70tych, a nawet jeszcze starszej – do najlepszych filmów Hitchcocka.
Fabuła jest w miarę prosta – młody literat (Ewan McGregor) otrzymuje propozycję napisania autobiografii w imieniu słynnego polityka (Pierce Brosnan). ”Autor-widmo” dowiaduje się jednocześnie, iż jego poprzednik zginął w dosyć dziwnych okolicznościach.
Młody pisarz ma więc przed sobą nieprzyjemne zadanie dokończenia w morderczym terminie książki o człowieku, nad którym ciążą poważne oskarżenia. W dodatku minister ukrywa się na odludnej wyspie w Stanach Zjednoczonych i chce, by książka została napisana właśnie tam. W rezydencji otoczonej lasami i plażami żyje polityk oraz jego rozgoryczona żona, osobista sekretarka i mała ekipa służby i pomocników. Autor-widmo zaczyna podejrzewać, że przyjęcie tego zlecenia nie było zbyt dobrym pomysłem.
Cały film sprawia wrażenie chłodnego, aseptycznego, kameralnego. Częściowo wspomagają to odczucie zielonkawe odcienie, częściowo zaś spartańsko oszczędne zabiegi techniczne – minimalistyczny wystrój wnętrz, czyste ujęcia, muzyka korzystająca w równym stopniu z mechanicznie powtarzanych motywów, jak i ciszy albo szumu wiatru i morza.
Bardzo oszczędna jest także gra aktorska, wszystkie emocje gotują się pod powierzchnią. Nic w tym zresztą dziwnego, poruszamy się przecież w środowisku ludzi skrupulatnie przestrzegających sztywnych zasad dobrego wychowania i odpowiedniej prezentacji. Jedynym wyjątkiem jest tytułowy bohater, którego okazjonalna niezręczność i młodzieńcza iskra nieuchronnie przyciągną znudzoną żonę ministra.
Polański rozgrywa tutaj wspaniałą serię drobnych sztychów, jakie mają w swoim arsenale tylko ci najlepsi. Pisałem już o ścieżce dźwiękowej wykorzystującej momenty ciszy – podobnie jest z obrazem i fabułą. Główny bohater jest tutaj dosłownie „widmem” – ani razu nie zostaje podane jego imię, nawet w końcowych napisach jest określony jako Duch. Reżyser stosuje dziesiątki niedopowiedzeń, kuksańców, ozdabia postacie w drobne rysy i zniekształcenia, co cudownie rozbudowuje raczej prościutki scenariusz.
Tutaj właśnie leży jedyny problem filmu; jedyny, ale duży i krępujący. Polański strzelił sobie w stopę od razu na starcie, korzystając z niezbyt wyszukanego scenariusza. Film jest wspaniały w szczegółach, ale lekko przynudza jako całość – fabuła zmierza do kulminacji, by w chwili „nieoczekiwanego odkrycia” pozostawić w widzu uczucie niedosytu. Polański chyba dobrze to sobie uświadamiał, ponieważ na samym końcu umieścił dwie najładniejsze sceny, piękne w swej prostocie – karteczkę z tajemnicą podróżującą przez tłum gości przyjęcia oraz finałowe odejście Widma.
Tak czy owak – film jest warty polecenia, forma bogato nadrabia za wszystkie potknięcia treści.
P.S.
(Spoiler alert!) Mała perełka na zakończenie. Uważni kinofile odkryli, że w całych końcowych napisach popsuła się interpunkcja, w związku z czym skrót „ass.” (asystent) został wyświetlony jako „ass” (sempiterna, czyli swojskie cztery litery). W związku z tym w napisach zaroiło się od „designerów dupy”, „malarzy dupy”, „managerów zakwaterowania dupy” itp. To chyba na poprawienie humoru po niezbyt budującym zakończeniu filmu.
Polański z racji na swe upodobania, które ujawnia tylko w swojej alkowie, powinien być nawany raczej pedofilem niż pederastą. W końcu, o ile mi wiadomo Samantha Geimer byłą kobietą :-)
Rewelacyjna recenzja!
Pozdrawiam
Tomek
Polejcie mu – dobrze godo! :) Dziękuję, jakoś uszło to mojej uwadze. Już poprawiam.
faktycznie jedna z twoich nejlepszych recenzji :) w filmie faktycznie dominuje to specyficzne budowani atmosfery, kiere zbozniujym na dobrych thrillerach z 70-tych :)