Felieton 169 – Kryzys(y)

Niedawno jeden kolega zapytał mnie, po kiego grzyba wracam od czasu do czasu w swoich felietonach do tematu nacjonalizmu i ksenofobii. Przecież każdy rozsądny człowiek musi zanegować taką patologię, po co rozpisywać się o rzeczach, które rozumieją się same przez się? Patrzę, czytam i obserwuję – i coraz częściej dochodzę do wniosku, że rzeczy oczywiste dawno przestały już być oczywistymi.

Deportacje Romów z Francji, wizyta słynnego pupila neonazistów – Davida Irvinga – w Oświęcimiu, coraz mocniejsze pozycje partii nacjonalistycznych we wszystkich krajach Unii Europejskiej, a w końcu – lustro tych zjawisk – czeskie plakaty wyborcze.

Tutaj właśnie zostało osiągnięte nowe dno – poprzez nagminne wykorzystywanie najbardziej płytkich, populistycznych sloganów. Dowodzą one nie tylko niekompetencji polityków, którzy nie chcą lub nie potrafią dojść do żadnych konstruktywnych rozwiązań, ale także tego, jak łatwo zmanipulować szare masy owiec, które nie są w stanie przefiltrować treści przekraczającej jedno proste hasło.

Diabeł zawsze tkwił bowiem w prostych rozwiązaniach. Węgierscy ultranacjonaliści chcą zakończyć problem Romów poprzez umieszczenie ich w gettach umieszczonych poza miastami. Identyczny pomysł ogłosili niedawno prascy politycy – tyle, że dotyczył bezdomnych. Politycy przeskakują z hasła na hasło jak horda koczkodanów – „precz z bezdomnymi”, „precz z narkomanami”, „precz z mniejszościami”, nie oferując żadnych zaawansowanych rozwiązań. Bo po co się wysilać? I dla kogo?

Smutne jest to, że coraz częściej takie hasła, nagrania i zdjęcia pojawiają się w mojej prywatnej skrzynce, krążą nawet wśród moich znajomych i rodziny – jako pozornie nieszkodliwe dowcipy. Filmiki z bijącymi się Romami z muzyką neonazistowskich kapel w tle, masowo rozsyłane listy „anonimowego człowieka z ludu” na temat mniejszości, z którymi „trzeba coś zrobić”.

Czasami wystarczy o wiele mniej niż kryzys finansowy i utrata pracy, aby ludzie zaczęli na oślep wskazywać palcem winnych. Jedną z najważniejszych nauczek historii jest to, jak szybko i z jaką łatwością człowiek cywilizowany zrywa się z postronka. Jak niewiele trzeba, aby padły pozory racjonalnego myślenia i zaczęły się polowania na czarownice.

Chwile kryzysu są więc niezawodną próbą charakteru – nie ma żadnych „ale”, żadnych wymówek. Pieniądze może nam zabrać każdy, ześwinić możemy się tylko my sami.

1 Comment

  • Od pojawienia sie czlowieka kromanionskiego pred kilkudziesiecioma tysiacami lat ani w naszym intelekcie ani w sferze emocjonalnej nie zaszly zadne wyrazistsze zmiany. Jestesmy tymi samymi polmalpami, Gotami, Hunami, Wandalami czy barbarzynskimi Praslowianami z okresu wedrowki ludow. To, co okresla sie szumnym mianem cywilizacji, to nezwykle krucha skorupka, jeszcze drgajaca na powierzchni bulgocacej magmy zwierzecych instynktow. Skorupka, ktora trzyma sie jako-tako kupy tylko ze strachu, np przed utrata reki za kradziez, przed stosem inwizycji, przed krzeslem elektrycznym etc. Kiedy ten strach nie jest podtrzymywany, wtedy pojawia sie Oswiecim, Bejrut albo Srebrenica.
    Drogi panie Darku, przywolywanie wspolczesnych politykow do odpowiedzalnosci, rozsadku i zasad czystej gry jest tym samym, co dawna wiara w bezbledne dzialanie systemu socjalistycznego, o ile tylko przy sterze zdolamy umiescic “wlasciwych ludzi”. No bo gdzie ich, u ciotki-nedzy, szukac?
    Serdecznie pozdrawiam.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *