Felieton 190 – Nie rozumiem

Już chyba tyka we mnie zegar choroby Alzheimera, bo gubię się w najnowszych wiadomościach. Pomożecie mi wyjaśnić kilka spraw?

Czekałem niecierpliwie, kiedy w końcu pojawi się w polskich wyborach cień smoleńskiego samolotu. A tu szokujący nagłówek – Jarosław Kaczyński przerywa kampanię wyborczą! Moje zaskoczenie dożyło jednak tylko do kolejnej linijki. Otóż prezes bieży zatroszczyć się o matkę, która doznała wylewu w dniu, kiedy – i teraz uwaga! – dowiedziała się o śmierci Lecha w katastrofie. Dowiedziała się w maju ubiegłego roku, Jarosław przypomniał sobie akurat teraz. Chyba źle rozumiem pojęcie „kampania wyborcza”. Albo „przerwanie”.

A skoro już o samolotach mowa – czeski naród opłakuje śmierć trzech czeskich hokeistów. Znicze, programy w czarno-białej tonacji, wspomnienia „bohaterów”. Znowu chyba coś mi umknęło. Zaledwie 10 dni wcześniej matka poszatkowała nożem czwórkę własnych dzieci, tworząc najgorszą sprawę w dziejach czeskiej kryminalistyki. Najmłodsze dziecko miało dwa miesiące – nikt nie zapalił mu ani jednej świeczki na placu Wacława, nikt nie ogłosił je bohaterem ani nie ułożył sentymentalnego wierszyka na pożegnanie. W sumie chyba to nawet lepiej, przynajmniej jego los opłakują tylko ludzie, którym naprawdę zależy.

Wiadomości z lewej strony. Na Europejskim Kongresie Kultury – na który niedawno tak gorąco zapraszałem – wystąpił włoski filozof i eurodeputowany Gianni Vattimo. Nie panimaju, co w parlamencie, a przede wszystkim na imprezie mającej w tytule słowo „kultura”, robi pan zakochany na zabój w południowoamerykańskich dyktatorach, przyjaciel Fidela Castro i wielbiciel Hugo Cháveza. Może organizatorzy mogli dla równowagi zaprosić kogoś z ultraprawicy, na przykład Davida Duke’a, naczelnego ideologa ultranacjonalistów?

Ja zatroszczę się o równowagę – po prawej też wesoło. Europejscy ksenofobowie cieszą się jak Duke z linczu na Murzynie, w kolejnym kraju rosną niepokoje na tle etnicznym. Czechom daleko do przysłowiowego „klídku” – na północy kraju trwają demonstracje przeciwko Romom, ludzie na ulicach otwarcie heilują, wysyłają Cyganów do gazu, to wszystko przy powszechnej aprobacie czeskiego społeczeństwa. Dziewczyna jednego z organizatorów powiedziała do kamery, że trzeba nowego Hitlera, który zrobi porządek. Przypomnijcie mi albo jej, które państwo Adolf rozdeptał od razu na starcie wyścigu do drugiej wojny światowej.

Widziałem ostatnio kursy czytania ze zrozumieniem. Szkoda, że życia ze zrozumieniem nigdzie nie uczą.

6 Comments

  • Tylko że trudno uznać Gianniego Vattimo za ideologa ultralewicy i orędownika dyktatorów. Jego myślenie o polityce i kulturze idzie w całkiem innym kierunku.

    Media przypinają mu łątkę postmodernisty, ale zgadza się na to niechętnie, bo wywodzi się ze szkoły hermeneutyki filozoficznej Heideggera i Gadamera. Jej główne hasła to rozumienie, interpretacja, dialog, dziejowość, skończoność itd. Hermeneutykę Vattimo rozwinął jako filozofię świata zaawansowanych technologii informacyjnych i społeczeństwa komunikacji. Swoją propozycję określa jako pensiero debole (myśl słaba).

    Chodzi o myślenie antyfundamentalistyczne, jego strategią jest wyjście ponad tradycyjne kategorie filozoficzne, takie jak fundament, pierwsze zasady, jedność, linearność, całość, postęp, przezwyciężenie, nowość, autentyczność. Czyli kategorie charakterystyczne dla metafizyki w jej przeobrażeniach od Platona do XX wieku. Tu ma swe źródło krytyka różnych doktryn i ideologii, przenikających tradycję Zachodu, takich jak pozytywizm, marksizm, kolonializm, scjentyzm, etnocentryzm, różne fundamentalizmy itd. Ich wspólnym mianownikiem, jak pokazuje to Vattimo, jest wiara w historię rozumianą jako progresywny rozwój, czyli zmierzanie ku doskonałości, ku pełni, ku bardziej „oświeconemu” lub integralnemu społeczeństwu – czy to na mocy cywilizacyjnego postępu lub emancypacji, czy też w imię odzyskania korzeni, źródeł itd. Krytycznie odnosi się też do takich sposobów metafizycznego ujmowania rzeczywistości, jak np. dążenie do odkrywania „prawdziwej” natury rzeczy, i „esencji” człowieka czy też ścisłego definiowania tożsamości na zasadzie przyjętych ideowych rozstrzygnięć.

    Z pewnym uproszczeniem można powiedzieć, że strategią pensiero debole jest właśnie „osłabienie” tych różnych metafizycznych i ideologicznych pojęć, które nam, współczesnym, przypadły w udziale. Ta strategia ma bezpośrednie konsekwencje kulturowe i społeczne. Ma też etyczny wydźwięk, bo jej zadaniem jest redukcja przemocy, zarówno realnej, jak i symbolicznej, swoista powszechna demobilizacja : ) Vattimo pokazuje, że przemoc (wobec jakiegoś Innego) najczęściej usprawiedliwiano w imę „ostatecznych” racji, niezależnie, czy były nimi postęp, prawo natury, walka klas, nauka, naród, rasa czy Bóg wreszcie. Zawsze też znajdywała ugruntowanie w odniesieniu do sztywno ustanowionych tożsamości, które miały charakter wykluczający.

    Stąd też Vattimo dość przychylnym okiem patrzy na kondycję ponowoczesnych społeczeństw Zachodu, coraz bardziej przypominających wieżę Babel (ale zauważmy, że chodzi o kilka najbogatszych regionów ziemi). Bo tu właśnie procesy pluralizacji, pomieszania języków, tożsamości i wizji świata coraz bardziej się radykalizują i intensyfikują. Rodzi to nie tylko konflikty i postawy neurotyczne (przykładów na to w mediach co nie miara), ale pozwala też, przynajmniej wedle Vattimo, żywić nadzieję na bardziej pacyfistyczny model emancypacji. Aforystycznie można to ująć jako: emancypacja poprzez swego rodzaju inflację i dezorientację – poprzez zluzowanie i złagodzenie twardych tożsamości i zamkniętych horyzontów kulturowych i społecznych.

    Zacytuję może wprost jego opinię na ten temat. Z odrobiną życzliwości można doszukać się w niej nawet zaolziańskiego wątku : ) Emancypacyjny efekt, powie Vattimo, „nie polega jedynie na zagwarantowaniu każdemu pełniejszej rozpoznawalności i «autentyczności», jak gdyby emancypacja oznaczała ostatecznie ujawnienie tego (…), kim się «naprawdę» jest: czarnym, kobietą, homoseksualistą, protestantem itd. Emancypacyjny sens wyzwolenia różnic i «dialektów» polega przede wszystkim na efekcie dezorientacji towarzyszącym każdemu początkowemu momentowi uzyskiwania tożsamości. Jeśli w świecie dialektów mówię swoim dialektem, będę także świadomy tego, że mój dialekt nie jest jedynym «językiem», lecz właśnie jednym z wielu dialektów. Jeśli w świecie wielu kultur wyznaję własny system wartości – religijnych, estetycznych, politycznych, etnicznych – będę miał także wyraźną świadomość historyczności, przygodności i skończoności wszystkich takich systemów, łącznie z własnym”.

    To bardzo optymistyczna wizja, którą możemy odrzucić albo poddać głębokiej korekcie. Wspominam tu dość rozwlekle o tych motywach jego filozofii, bo chcę pokazać, dlaczego Vattimo może być ciekawym myślicielem dla współczesnej Europy. Na Europejski Kongres Kultury został zaproszony prawdopodobnie nie tylko dlatego, że jest sławnym filozofem, a jego książki tłumaczone są na wiele języków. Ale głównie chyba z tego powodu, że potrafił opisać przemiany, do których od kilku dekad dochodzi w obrębie Unii Europejskiej. Nie tylko tu zresztą. No i z którymi musimy się jakoś zmierzyć.

    Co do Kongresu, to filozof nie miał tu osobnego wystąpienia, ale uczestniczył w panelu nt. kultury otwartej w epoce internetu http://www.culturecongress.eu/theme/theme_masses_of_culture Napisał ciekawe rzeczy na temat przemian we współczesnej sztuce i estetyce, na temat kultury popularnej, stąd pewnie to zaproszenie. Dodatkowo, już poza Kongresem, wziął udział w premierze tłumaczenia swej biografii pt. „Nie być Bogiem”, zorganizowanym przez Krytykę Polityczną. (Inne książki dostępne po polsku to „Koniec nowoczesności”, „Społeczeństwo przejrzyste” i „Przyszłość religii”; ta ostatnia (ukazała się też po czesku) została napisana razem z amerykańskim filozofem Rortym. Książki wprost poruszające kwestie polityczne przetłumaczone są na angielski.)

    Jeśli chodzi o politykę, to Vattimo można uznać za lewicowego liberała, ale stąd jeszcza daleka droga do ultralewicy. W Parlamencie Europejskim zasiada jako niezależny kandydat z ramienia partii będącej częścią frakcji Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy. Dwoma frakcjami stricte lewicowymi są natomiast: Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów oraz Zjednoczona Lewica Europejska – Nordycka Zielona Lewica. Wypisuję tu te szczegóły, bo Vattimo chętnie prowokuje, zwłaszcza w mediach, i jednym tchem określa się jako komunista, chrześcijanin, anarchista, pacyfista, nihilista itp. Określenia te mają pobudzać do myślenia, ale najczęściej wywołują po prostu oburzenie. Nic więc dziwnego, że jest nieustannie atakowany przez przedstawicieli wszystkich możliwych opcji politycznych, od ultraprawicy po ultralewicę. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w latach 70-ych minionego wieku był, za swe poglądy, na celowniku Czerwonych Brygad, włoskiej skrajnie lewicowej organizacji terrorystycznej. To ugrupowanie, szkolone m.in. przez Státní bezpečnost komunistycznej Czechosłowacji, groziło mu śmiercią, dlatego miesiącami ukrywał się poza rodzimym Turynem, gdzie uczył filozofii. Można o tym przeczytać w książce, która miała premierę we Wrocławiu. Vattimo wspomina, że właśnie doświadczenia czerwonego terroru tamtych lat skierowały go w stronę sformułowania filozofii pensiero debole, jako strategii ograniczania ideologicznej przemocy.

    Kilka słów jeszcze na temat stosunku Vattimo do Ameryki Łacińskiej. Filozof jest wiceprzewodniczącym Delegacji do Euro-Latynoamerykańskiego Zgromadzenia Parlamentarnego działającego w ramach UE, często odwiedza kraje tamtego regionu i zabiera głos na ich temat. I tu moglibyśmy rozpocząć grę przelicytowywania się cytatami z różnych wywiadów i tekstów publicystycznych, jakie Vattimo popełnił w ostatnim czasie. A dodam, że jest stałym felietonistą kilku włoskich gazet (znany jako ostry krytyk Berlusconiego), jak również największego hiszpańskiego dziennika oraz największego argentyńskiego dziennika. Zapewniam jednak, że te cytaty mogłyby służyć za uzasadnienie całkowicie sprzecznych opinii na jego temat. To prawda, że w ostatnim wywiadzie, udzielonym przed Kongresem, prowokuje stwierdzeniami nt. swej przyjaźni z Castro, mówi o Chavezie, Izraelu, anarchii. Ale to jeszcze nie robi z niego orędownika południowoamerykańskich dyktatur. W samej Polsce na przestrzeni ostatnich lat ukazało się kilka wywiadów z Vattimo, z których wyłania się dość odmienny obraz od tego, jaki można zbudować na podstawie wspomnianych wypowiedzi. Co więcej, w październiku ukaże się w Stanach jego nowa książka „Hermeneutic Communism” http://www.cup.columbia.edu/book/978-0-231-15802-2/hermeneutic-communism Dużo w niej o Wenezueli, Brazylii, Chavezie, rewolucji i nierównościach społecznych. Ale nawet jeśli Vattimo określi w niej siebie mianem komunisty, to nic innego, jak lektura tej właśnie książki, pomoże zrozumieć, że komunistą w sensie, w jakim tradycyjnie go rozumiemy, nie jest.

    Vattimo przypuszczalnie nie często dostępuje zaszczytu bycia czytanym przez swoich krytyków. A dobrym dowodem na to są prawie opętańcze pamflety publicystów „Rzepy”, które wczoraj dopiero miałem okazję przeczytać, a które skłoniły mnie do tej odpowiedzi. Z okazji wrocławskiego Kongresu wzmiankują oni m.in. o Vattimo, odsądzając go oczywiście od czci i wiary. Nie znajdziemy tam jednak najmniejszego śladu analizy politycznej lub filozoficznej poglądów Vattimo, a jedynie moralne oceny. A te, jak wiadomo, mają przeważnie źródło w resentymencie, który nie walczy wprost, ale zbroi się w przeinaczenia, insynuacje i retoryczne wybiegi. Okazji do tego w przypadku Vattimo naprawdę niemało, zwłaszcza że wielu drażnić może fakt, iż mamy do czynienia ze światowej sławy filozofem, który głośno przyznaje się do codziennej lektury katolickiego brewiarza, a jakby tego było mało, do bycia homoseksualistą. Możemy też doszukiwać się tutaj próby ułatwienia sobie roboty w stylu: nazwijmy Heideggera nazistą albo Hegla ideologiem państwa pruskiego, a reszta polemiki załatwi się sama.

    Zgodzę się, że Kongres nie spełnił oczekiwań. Był biurokratyczny, pozbawiony wniosków, a może nawet snobistyczny. Był też zdominowany przez liberalne i lewicowe środowiska. Podkreślano, że brakuje na nim m.in. panelu poświęconego chrześcijańskiemu dziedzictwu Europy. Nie zaproszono legendarnej wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy, która protestowała przed bramami Kongresu. Wiele debat okazało się jednak owocnych, co można sprawdzić online. Najbardziej udaną częścią Kongresu były koncerty muzyków z Pendereckim na czele, na które wcześniej rozdawano gratisowe wejściówki. Dobre podsumowanie serwuje, moim zdaniem, Edwin Bendyk, jak zazwyczaj sprawiedliwy w swych ocenach http://bendyk.blog.polityka.pl/2011/09/12/kasa-na-kulture
    Nie siliłbym się tu na taki przydługi (choć, mam nadzieję, w granicach życzliwości) wpis, gdyby jego przekazem było jedynie to, że Gianni Vattimo nie zasługuje na krytykę. Bo zasługuje. Ale równocześnie zasługuje na coś więcej, niż tylko wzmiankę, że na Europejski Kongres Kultury zaproszono lewaka i oszołoma.

    • @Krzycho : Niestety nie jestem tak dalece zorientowany w twórczości Vattimo – przysięgam jednak na grób mojego chomika, że nie czerpałem informacji z żadnych wątpliwych źródeł (z Rzepą włącznie), lecz z kilku autoryzowanych wywiadów. Przy najbliższej okazji postaram się z nim zapoznać bliżej, chociaż nadal nie jestem przekonany o tym, czy będzie to Przyznaję się jednak pokornie do tego, że zastosowałem pewien szablon myślowy. Niestety forma felietonu skłania, a często nawet wymaga jaskrawych uproszczeń. Gdybym miał być bardziej precyzyjny, to jako odpowiednik Vattimo mógłbym podać Scruttona. Sam ale chyba przyznasz, że w tej sytuacji cały akapit straciłby pazur, nie wspominając już o tym, że niewielu czytelników skojarzyłoby to nazwisko. Duke odwiedził w ubiegłym roku Czechy, był w TELEWIZJI.

      • Wybacz, wyszło tak, że zasugerowałem, jakbyś opierał się również na tych opiniach z “Rzeczpospolitej”, a rozpisałem się głównie na ten temat.
        Co do Scruttona, to faktycznie, chyba lepiej mógłby służyć jako antypoda Vattimo, jeśli chodzi o poglądy. A o tym Duke’u ja z kolei usłyszałem pierwszy raz tu, nie wiem, jak głośno było o nim w mediach itd.
        Myślę, że o filozofii Vattimo, i nie tylko jego, będzie jeszcze okazja pogadać. Na razie pozdrawiam!

        • O, też liczę w końcu na spotkanie nad pianką i filozofami – mam nadzieję, że uda nam się jakoś zgrać Twój powrót na rodzime latyfundia i mój wyjazd w cholewę :) Serdeczne pozdr!

  • O ile chodzi o Fidela Castro to oprócz pana Vattimo szczerym szacunkiem darzy go również Gabriel Garcia Marquez. Czy również jego nazwiemy lewackim oszołomem czy niekulturalnym ćwokiem? Skąd wogóle pomysł, żeby kategoryzować i oceniać intelektualny dorobek ludzi podług ich przekonań politycznych? Tak rozumowali Hitler i Stalin. Tak, niestety, rozumuje i kwiat naszej młodej “demokracji”.

    • @Andrzej : Istnieje zasadnicza różnica między prostym wyrażaniem poglądów politycznych, a afiszowaniem się sympatiami do dyktatorów. Skoro już zastosowany został tutaj argument ad Hitlerum, to pozwolę sobie przypomnieć, że wybitny dorobek artystyczny nie zwolnił Leni Riefenstahl czy Speera z odpowiedzialności za służenie ideologii Adolfa.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *