Historia exodusu dziennikarzy z tygodnika “Uważam Rze” już dawno mi się znudziła. Obecnie jest interesująca mniej więcej w tym samym stopniu, co reforma szkolnictwa w Botswanie. Dziwi mnie jednak nagła, błyskotliwa kariera określenia „niepokorny” – albo ja źle to słowo rozumiem, albo w pewnym momencie zmieniło ono znaczenie i zapomniało mnie o tym poinformować.
Postanowiłem zacząć od początku i sprecyzować jego nową definicję. A więc – co my tu mamy? Oto w nowym, „niepokornym” czasopiśmie „Do Rzeczy” zebrało się grono autorów, którym już wcześniej doklejałem różne etykietki z przedrostkiem “nie” (przy czym „nieokrzesani” należało do tych lżejszych epitetów). Czołową postacią tego gangu jest oczywiście Rafał Ziemkiewicz, który od dłuższego czasu bawi czytelników swoimi felietonami, a ostatnio postanowił ratować też scenę polskiego stand-upu. Na Youtubie można zobaczyć nagrania jego skeczu/wykładu (must see!), w którym niepokornie broni endeckiej awersji do Żydów.
Definiujmy dalej – pomocnym papierkiem lakmusowym może tu być dla nas nie kto inny, a sam czeski prezydent. Václav Klaus chciał niedawno rzucić braciom z północy kilka ostatnich perełek, zanim spakuje walizę i wyruszy z Zamku Praskiego na śmietnik historii. Mając do dyspozycji cały polski rynek prasowy, bezbłędnie trafił na swoich i opluł Vaclava Havla właśnie w nowym, „niepokornym” tygodniku. Klaus, który w ubiegłym roku nazwał swego długoletniego adwersarza “symbolem współczesnego państwa czeskiego”, teraz ponownie skreślił go jako rzekomego spadkobiercę jakobinizmu i „radykalnego lewicowca burzącego istniejący ład ludzki”. Brawo, bardzo niepokorne zagranie.
Ale najlepsze na koniec – poszukując nowych konotacji tego terminu trafiłem na wpis pewnego bloggera. Szło to jakoś tak: “Nie lubię homoseksualistów. Czy znajdzie się tu jeszcze ktoś inny o niepokornych poglądach?”.
I tu wysiadam, i tu protestuję. Nie zubażajmy słownictwa, skoro mamy wiele innych, precyzyjnych określeń dla tego typu postaw – ot, chociażby antysemita (casus Ziemkiewicza), hipokryta (casus Klausa) lub homofob (casus anonimowego bloggera).
A więc mylisz się, kolego. Jeżeli nie lubisz gejów, Żydów, Niemców, paralotniarzy lub piegowatych, to nie jesteś „niepokorny”, „niesforny” ani “krnąbrny”. Jesteś po prostu zwykłym, zakompleksionym tłukiem. Koniec definicji.