Felieton 217 – Delfin też człowiek

Przyznaję – jestem zdziadziałym, liberalnym wyznawcą oświeceniowych idei i cieszy mnie postęp, jakiego dokonaliśmy w dziedzinie naszych relacji z braćmi mniejszymi. Staram się być optymistą, ale czasami odnoszę wrażenie, że ktoś rzuca mi pod nogi kłody. I walenie.

 

11 marca Unia Europejska wprowadziła całkowity zakaz testowania kosmetyków na zwierzętach, znęcanie się nad czworonogami już dawno przestało być uważane za niewinną krotochwilę, od lat coraz większą popularnością cieszą się cyrki bez udziału zwierząt, Hiszpania zmierza w kierunku zakazu corridy. Niby progres, a tu coś takiego – do Pragi ma przyjechać cyrk delfinów. Co w tym złego, zapytacie? A no wszystko, odpowiem.

 

Po pierwsze – większość delfinów żyjących w niewoli jest ubocznym produktem szeroko zakrojonych rzezi. Największy rozgłos zyskała coroczna masakra w japońskim Taiji, pokazana w “Zatoce delfinów“, która dwa lata temu zdobyła Oskara za najlepszy film dokumentalny. Stada delfinów są tam naganiane do brzegu, grupowo ubijane przy pomocy drążków i haków, a z ciepłej zupy krwi i setek trupów wyławia się kilka osobników, których czeka kariera w showbiznesie.

 

 

Po drugie – praktycznie nie ma czegoś takiego, jak zdrowy delfin w niewoli. Zapewnienie im dobrych warunków w olbrzymich morskich akwariach jest trudne, a w przypadku pokazów publicznych zgoła niemożliwe. Ludzie lubią się chwalić fotkami z wakacji, na których bawią się z wesołymi delfinami – o ile jednak nie pływali z nimi na otwartym morzu, to na zdjęciach uwiecznili psychiczne kaleki, które umrą przedwcześnie z powodu stresu i infekcji.

 

Po trzecie – delfinoterapia jest oszustwem. Ssaki te z pewnością są wysoce inteligentnymi, społecznymi stworzeniami, wołają do siebie po imieniu, używają skomplikowanego języka i są zdolne do empatycznych i altruistycznych zachowań. Nie posiadają jednak magicznych zdolności i kontakt z nimi jeszcze nikomu nie otworzył czakry. Krwawy biznes oceanariów nakręcają szarlatani, którzy w lepszym wypadku wysysają grube portfele zwolenników new age, a w gorszym – rodziców chorych dzieci, którzy desperacko poszukują nowych form terapii. Kontakt z delfinami może być wspaniałym przeżyciem i dać do myślenia, ale pod względem zdrowotnym nie różni się od kilku minut spędzonych z psem lub świnką wietnamską.

 

Jeżeli więc chociaż przez chwilę myśleliście o wyjeździe do oceanarium, to zastanówcie się jeszcze raz – zachowajcie się jak inteligentne, odpowiedzialne ssaki, zostańcie w domu i pooglądajcie rybki w akwarium. Podobno patrzenie na skalary niesamowicie poprawia przepływ bioprądów.

 

1 Comment