W związku ze zbliżającym się konfliktem zbrojnym postanowiłem spisać listę cennych rad dla moich rówieśników, czyli generacji, która dotychczas znała wojnę tylko z Szeregowca Ryana oraz nocnych sesji gry Call of Duty.
Po pierwsze – koniec żartów, pora zacząć śledzić blogi modowe. W tym sezonie modne będzie moro na wszystkie możliwe sposoby, zwłaszcza w odcieniach ceglanego kurzu i popiołu. Trendy dodatkami staną się noże, koktajle Mołotowa i bandaże z brązowymi plamami. Bądźcie kreatywni!
Kryzys wojenny jest także świetną okazją dla bloggerów kulinarnych. Nie wymyślaj jednak fanaberii, układaj przepisy ze składników, które są dostępne dla wszystkich – na przykład z mąki, garści ryżu lub kota złapanego w zgliszczach ratusza.
Po drugie – osobom zdecydowanym na rozpoczęcie przygody w ruchu oporu zdecydowanie polecam wyłączyć na telefonach aplikacje rejestrujące lokalizację. Pamiętaj, że wróg też siedzi na Facebooku i Foursquare.
Jeżeli nadal nie jesteś pewny/pewna, czy zapisać się do podziemia, to stanowczo polecam. Walka partyzancka zapewnia niebywałą grywalność, grafikę 3D w wysokiej rozdzielczości, interaktywność otoczenia, wysoką inteligencję przeciwników i – oczywiście – opcję multiplayera. Jedynym mankamentem jest ograniczona ilość żyć na całą grę.
Po trzecie – warto poćwiczyć naturalne odruchy w sytuacjach kryzysowych. Jeżeli zauważymy ranną osobę, to NAJPIERW pomagamy i opatrujemy obrażenia, a dopiero potem robimy i wysyłamy słit focię na fejsa. Kacze dzioby są zdecydowanie w złym tonie.
Po czwarte – uważaj na przejścia obcych wojsk. Jeżeli przeczytasz na Twitterze, że zbliżają się Rosjanie, schowaj siostrę i smartfona.
Po piąte – nie, radiacja po wybuchu nuklearnym nie zastąpi solarium. Nawet nie próbuj.
I w końcu – w razie jakichkolwiek pytań lub wątpliwości poproś dziadka lub innego weterana poprzedniej globalnej wojny o zorganizowanie warsztatów na temat szmuglowania pożywienia i odzieży lub domowej produkcji broni.
Życzę udanej rozrywki – trzymam kciuki i spust.