Rzadko mi się zdarza, aby zawiodła mnie negatywistyczna strategia wyrażona hasłem: “Bądź złej myśli, przynajmniej się nie rozczarujesz”. W Polsce i w Czechach europejskie wybory skończyły się kompletną porażką na wszystkich frontach – przegrali zarówno politycy, jak i wyborcy. I to walkowerem.
Pierwszą klęską były kampanie wyborcze, widowisko bardziej obciachowe od wyśmiewanej niedawno Eurowizji. Pomijam w tym momencie warstwę czysto warsztatową, która albo przypominała filmy weselne z wczesnych lat 90., albo flirtowała z estetyką wyborów nowego prezesa PGR-u (patrz kampania Jana Kellera). O wiele gorszy był poziom merytoryczny, a raczej jego brak.
O ile polskie spoty wyborcze dostarczyły jeszcze widzom pewnej dawki surrealistycznego humoru, to w Czechach partie całkowicie zrezygnowały z jakichkolwiek ambicji. Partia Svobodní oparła swoją strategię na obronie pasty śniadaniowej, Zieloni wyskoczyli – ni z gruszki, ni z genetycznie modyfikowanej pietruszki – z hasłem Stop GMO, posłowie ODS ostrzegali przed palącym problemem Euro. I co z tego, że może ono zostać przyjęte najwcześniej w 2020 roku, czyli rok po tym, co nasi eurodeputowani wrócą do domów z wypchanymi kieszeniami.
Drugim utraconym frontem była frekwencja. Rozumiem, że finał hokeja, rozumiem, że finał Ligi Mistrzów, rozumiem, że ładna pogoda i grill i piwko, ale … Naprawdę tak trudno odłożyć na chwilę browca i przejść się do urny? W Parlamencie Europejskim powstaje większość naszych praw – wszyscy strzeliliśmy sobie w stopę, obywatele.
Ma to oczywiście nieuchronne następstwa w postaci trzeciej przegranej. Wspólnymi staraniami wyślemy do Brukseli stado parzystokopytnych (znaczy – jeszcze większych, niż zazwyczaj). I tutaj nie jesteśmy osamotnieni – w całej Europie sukcesy odnosiły ugrupowania o mniej lub bardziej nacjonalistycznych poglądach.
W sumie jest to jedyny malutki opatrunek na całą powyborczą sromotę – świadomość, że inni narobili jeszcze większego wstydu. W zestawieniu z greckimi nacjonalistami ze Złotego Świtu jakoś mniej boli fakt, że Polaków przez pięć lat będzie reprezentował w świecie pan, który ma nierówno nad muszką. Mam nadzieję, że ucieszy was chociaż taki pozytywny akcent, bo innego nie będzie.