Oda do bab – felieton dla Kalendarza Śląskiego

Temat tegorocznego Kalendarza niezmiernie mnie ucieszył. Po pierwsze dlatego, że lubię pisać lekkie teksty na życzenie, a po drugie – ponieważ jestem zatwardziałym feministą. Trzymajcie figi i slipki. Jedziemy.

Wbrew tytułowi nie zamierzam kreślić historycznego szkicu “płeć piękna w sztuce”, ponieważ tam kobiety były najczęściej redukowane do roli obiektów westchnień (gdy poeta lub malarz miał nadzieję, że coś będzie) albo puchów marnych (jak nic nie było). Szkoda marnować czas na frustracje seksualne artystów, przejdźmy do konkretów.

Większość krajów na świecie już od dawna stosuje się do zasady równouprawnienia płci – i na pohybel tym, które się nie stosują, ponieważ dobrowolne marnowanie potencjału połowy społeczeństwa jest nie tylko karygodne, ale po prostu głupie.

Przyszedł walec i wyrównał, ale nadal pozostaje wiele do zrobienia. Wprawdzie Polki otrzymały prawo wyborcze prawie sto lat temu (ciocia Wiki mówi, że w 1918 roku), jednak w wielu sferach do dzisiaj panują niesmaczne dysproporcje. Kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni o identycznych kwalifikacjach, rzadziej trafiają na wysokie stanowiska w firmach i w polityce. A zwłaszcza w polityce bardzo, bardzo ich potrzebujemy.

W świetle freudowskich skojarzonek większość rodzajów broni – od miecza po głowicę nuklearną – przypomina fallusa, czyli cały wyścig zbrojeń nie jest niczym więcej niż międzynarodowym porównywaniem siusiaków. Decyzje militarne od wieków podejmowane były w oparach męskich hormonów, a więc nic dziwnego, że przebieg większości konfliktów zbrojnych przypomina knajpiane bijatyki. Para kogutów zaczyna od rozlanego piwa, a kończy na oddziale intensywnej terapii. Czyż istnieje lepszy argument za wprowadzeniem parytetów, które w końcu pomogą rozcieńczyć te kotły testosteronu odrobiną estrogenu?

war

Bardzo bym tego chciał – i to nawet pomimo ryzyka, że podczas kolejnego kryzysu państwa nie skoczą sobie do gardeł, ale strzelą focha i zaczną się wzajemnie obgadywać. (“Ty, patrz w czym dzisiaj przyszła Szwecja. Co za…”)

Chciałbym jednak zaznaczyć – przechodząc jednocześnie ze skali makro do skali mikro – że pod tym względem jestem dumny z Zaolzia, mojej małej ojczyzny. Chociaż potrafimy się kłócić o nic i tworzyć bezsensowne podziały, to akurat na polu równości płci zasługujemy na order złotego jajnika. Nasza niewielka społeczność stoi na barkach setek aktywistek i zawsze podziwiałem kobiety z bliższego i dalszego otoczenia, które poświęcały się działalności społecznej z poczuciem pozytywistycznej misji. Oczywiście takich siłaczek nie zabrakło też w szkole – nie dzięcioliłbym dzisiaj tego tekstu, gdyby polonistki i bohemistki nie zachęcały mnie do czytania i pisania. Z reklamacjami też do nich, mogłem grać na skrzypcach i byłby spokój.

Fak, znowu wyszła laurka. Trudno, popłynę z prądem i zadedykuję ten tekst wszystkim mamom i babciom, nauczycielkom i społeczniczkom, artystkom i polityczkom.

I żonie. Może coś będzie.

Tekst ukazał się w Kalendarzu Śląskim 2016