Felieton 282 – Porywacze znaczeń

Czy zauważyliście kiedyś, że można uprowadzić nie tylko osoby lub pojazdy, ale też słowa? Właśnie to przytrafiło się w ostatnich latach stosunkowo nowemu pojęciu „hejt”, które zostało zaanektowane jak Sudety w trzydziestym ósmym.

W języku polskim słowo to pojawiło się pierwotnie w kontekście mowy nienawiści i szykany w Internecie. Gdy hejt doprowadził do samobójstwa kilku wrażliwych, młodych ludzi, powstały akcje społeczne starające się przeciwdziałać temu zjawisku. I wtedy zaczęły węszyć pierwsze hieny.

Każdy narcyz otrzymał w tym momencie dar z niebios, uniwersalną ochronę przeciwko dowolnej, nawet najbardziej zasłużonej krytyce. Pierwsze załapały się gwiazdki jutuba, w drugiej fali przytruchtali różnej maści kołcze (etymologię słowa można wyprowadzić od chęci opróżnienia całego kołczanu strzał w ciało takiej osoby). Później doszły celebrytki, politycy i biznesmeni. Słowo, które pierwotnie związane było z zaszczutymi nastolatkami wieszającymi się w łazienkach, z biegiem czasu przekształciło się w tanią wymówkę dla oszustów, dla których prawomocny wyrok sądu jest teraz po prostu wynikiem „kampanii nienawiści”. No niech ich ktoś przytuli i poczęstuje ciastkiem.

W sumie szkoda, że słowo „hejt” zrobiło karierę dopiero teraz, bo i wcześniej przydałoby się niejednej historycznej postaci. Mogło się okazać, że hejterzy bombardowali jaskinię Osamy, blokowali dostawy kokainy Pablo Escobara, zamknęli biznes handlarzom niewolnikami. Hejterzy zniszczyli blok komunistyczny, Trzecią Rzeszę i imperium Czyngis-chana – generalnie bronili się, mendy, gdy na nich najechano. No jak tak można? Ładnie tak ranić uczucia tyrana? Tyle się napracował, tyle się natorturował i nagnębił… Zero współczucia, zero zrozumienia.

Najlepiej będzie, jak wszyscy zastosujemy tę strategię w życiu codziennym. Szef grozi wywaleniem z roboty za notoryczne spóźnienia? Hejt. Żona robi scenę z powodu kochanki? Sąsiad grozi pozwem za nocne imprezy? Urzędy chcą odebrać niedożywione dzieci? Hejt, a jakże!

Zacznę od zaraz. Zobaczymy, czy hejterzy w redakcji zapłacą mi za niedokończony felie


Tekst ukazał się drukiem w miesięczniku Zwrot 02/2019

zdjęcie: Netflix