Koniec

Unia Europejska skrytykowała rosnące homofobijne i ksenofobijne tendencje w Polsce, uderzając zwłaszcza w Romana Giertycha i jego wypowiedzi odnośnie marszu za prawa homoseksualistów. Oczywiście polski rząd oburzył się niezmiernie, przecież stara się on ratować po prostu historyczne wartości (wiązkę wartości sięgającą od stosów czarownic po Jedwabne, chciało by się dodać). Przecież nowa grupa sprawiedliwych chce powstrzymać moralny upadek, ocucić mdlejącą Matkę.

Ale czym tak na prawdę jest nasza kultura? O co chodzi obrońcom tradycji? Na studiach etnologii wbijali nam do łbów, że kultura, która się nie zmienia, umiera. Czyż nasza gwara nie jest ciągle się mieniącym zlepkiem języka polskiego przemieszanego z  elementami bohemizmów, germanizmów itp.? Jak daleko ma sięgać proces oczyszczania kultury z “obcych” naleciałości? Kto ma prawo do decydowania o tym, co jest “nasze” a co “ich”? Oczywiście wiadomo, że żadne ekstremy nie są zdrowe – i to zarówno ten skrajnie fundamentalistyczny i ortodoksyjny, jak i ten bezwzględnie otwarty i chłonący bezrefleksyjnie wszystko nowe i świeże.

Nie jest jednak możliwe wytworzenie całkowicie odseparowanych państw nacjonalistycznych, zamkniętych kulturowo. Ciągle dochodzi do dyfuzji, mieszania się języków, zwyczajów, pomysłów na życie. A często bywa tak, że “obce” elementy nie dość, że nie są zagrożeniem dla autonomicznej kultury, ale mogą się okazać wręcz ożywczym kopniakem w kostniejący zad. Tak było na przykład w wypadku książki dwóch młodych autorów tureckiego pochodzenia, których książka została przez krytyków okrzyknięta mianem najbardziej orzeźwiającego dzieła niemieckiej literatury ostatniej dekady. Trochę to dało do myślenia Niemcom, którzy panikują z powodu narastającej liczby tureckich imigrantów.

Słowem – nie trza się bać cudzoziemców i odmieńców. W naszej sytuacji zresztą byłoby to niezłym głupstwem, wszak sami znajdujemy się w niezbyt komfortowej sytuacji zarówno w odniesieniu do Polaków, jak i do Czechów. Każdy z nas musiał chyba chociaż raz natrafić na pytanie – “A skąd się tu Pan(i) wziął(-ęła)?”.

Ja tam osobiście chciałbym być pracowity jak Wietnamczyk i muzykalny jak Rom (a jest odwrotnie – mógłbym napisać, gdybym nie dbał o poprawność polityczną:)). Dla mnie, “Europejczyka środkowego”, niezwykłym przeżyciem był pierwszy spacer po ulicach Londynu – w tłumie zauważałem zarówno białych, jak i Murzynów, Azjatów, Arabów oraz Hindusów chodzących na bosaka.

Tak, być może Europa stoi na granicy przejścia, na progu utraty kultury w takiej formie, w jakiej znaliśmy ją dotychczas. Ale czy tak na prawdę mamy być z czego dumni?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *