Kontrowersje związane z użyciem słowa „lud” w nazwie naszej gazety, przedstawione ostatnio przez Bohdana Małysza (którego przy okazji serdecznie pozdrawiam), to idealny materiał do felietonu – bo zagadnienie jest tak śmiertelnie poważne, że aż mnie korci, by się z niego ponabijać.
Zgodziłem się w wielu punktach z listem Bohdana – nie wydaje mi się jednak, iż awersja do „ludu” jest przejawem naszych lokalnych kompleksów. Tytuł ten słyszymy od dzieciństwa i prawdopodobnie nie raziłby nas nawet wtedy, gdyby gazeta nazywała się „Swojski helokani” albo „Miecz w trzewiach wroga”.
Kilkanaście razy musiałem już wyjaśniać osobnikom z głębi Polski czy Czech, że nie piszę do anarchistycznego, lewicowego pisemka, ale do w miarę poważnej gazety polonijnej. I proszę wierzyć, że raczej trudno bronić godności osobistej, gdy po podaniu nazwy mego miejsca pracy rozmówca parska śmiechem.
Muszę przyznać, że rozterki dotyczące nazwy gazety plasują się w mojej hierarchii zainteresowań gdzieś między technikami wydobycia uranu a cyklem rozrodczym łososi. Ale wiem, że każdy ma swoje koszmary. Pracownikom Kongresu Polaków śni się po nocach, że w ciemnym borze nagania ich burmistrz Palkovska i obija egzemplarzem Horizontu. Palkovskiej śni się pewnie z kolei, że Zaolzianie rozmnażają się jak króliki i musi im wybudować nową szkołę w Trzyńcu. Dlatego rozumiem, że wielu czytelników Głosu straszy po nocach wizja, że z nazwy ich gazety zniknie „lud”.
Proponuję zrobić to, co zawsze. Przestać dokonywać konkretnych zmian i rozpocząć szeroko zakrojoną dyskusję przy herbacie i wystawkach koronki klockowej. Ponieważ taki sposób stosujemy od dawna przy problemach związanych z asymilacją i degeneracją gwary, za kilkadziesiąt lat wszystkie te sprawy rozwiążą się same. A gdy nie będzie już „ludu” w sensie fizycznym, ostatni redaktor „Głosu” będzie mógł bez wyrzutów sumienia pójść na piwko. Więc – na zdrowie!
Fajny komentarz, jednak nic mnie w tym artykule tak nie intryguje jak dołączona ilustracja ;) Po prostu zwala z nóg! Pozdro