Nietrudno odgadnąć wyniki tegorocznych mistrzostw świata w piłce nożnej. Obojętne, kto znajdzie się na drugim miejscu – zwycięzcą mundialu będzie z pewnością kolorowy kawałek plastiku o długości 65 centymetrów, wydający potężne Bzzzz.
Po zakończeniu zmagań każdy będzie pamiętał vuvuzelę – w odróżnieniu od faktycznej zwycięskiej drużyny. Afrykańska trąbka pojawia się w mediach, w milionach parodii, doczekała się nawet swojego przycisku pod filmikami na Youtube. Oprócz całkiem zabawnych dowcipów odezwały się jednak także głosy oburzenia.
Dla niektórych samorosłych antropologów vuvuzela posłużyła do uwydatnienia różnic między wysublimowaną kulturą europejską a „afrykańcami”, którzy co najwyżej potrafią narobić bałaganu i hałasu. W sieci pojawiły się filmiki zestawiające vuvuzelowy ul z śpiewaniem hymnu, odtwarzaniem muzyki klasycznej na meczach piłki nożnej i szczerą, czystą radością fanów.
Czystą, jasne. O ileż bardziej ucywilizowane są nasze syreny, race świetlne i zasypywanie trawnika makulaturą. Nie uważam też – nie obrażając prawdziwych fanów piłki – że europejscy chuligani są kwiatem inteligencji i oznaką naszego zaawansowania cywilizacyjnego. Może z wyjątkiem tych, którzy puszczają sobie w słuchawkach „Cwał Walkirii” podczas nawalania się wzajemnie w czerepy.
Oczywiście każdy człowiek ma w sobie kawałek etnocentryka – poznali się na tym już pierwsi muzykolodzy, którzy chcieli edukować azjatyckich muzyków produkujących „nieharmonijny jazgot”. Okazało się jednak, że tamci reagowali z takim samym obrzydzeniem na twórczość mistrzów muzyki klasycznej, pośpiesznie zatykając uszy.
Wniosek jest prosty – wszyscy jesteśmy kukiełkami wystruganymi przez nasze zwyczaje, tradycje i konwenanse. Obecnie większa część badaczy uważa, że wyrwanie się z tej foremki jest całkowicie niemożliwe. Ponieważ dawno sczezła marnie także teoria liniowego, ewolucyjnego rozwoju kultur, możemy spokojnie zrezygnować z wywyższania się i wyśmiewania się z innych.
Nie ma lepszych lub gorszych tradycji – żywiołowy nowoorleański pogrzeb nie jest gorszy od naszej posępnej żałoby, nasze sztućce nie są lepsze od chińskich pałeczek, vuvuzela nie jest w żaden sposób gorsza od naszej syreny czy chóralnego śpiewu.
Porozumienie międzykulturowe wcale nie jest takie łatwe. Przykładów nie trzeba szukać daleko, pamiętam oburzenie czytelników z głębi Polski, kiedy opublikowałem w sieci felieton o śmigusowym „suszeniu” dziewczyn. Wszak to barbarzyńska przemoc wobec kobiet!
Spotkania z innymi kulturami mogą być zresztą całkiem zabawne. Rolling Stones podobno długo opowiadali znajomym, że na polskim lotnisku witano ich chlebem i … kokainą.