Przywiało ich z północy, od fjordów. Norweski dziesięcioosobowy zespół już od ładnych kilku lat należy do czołówki muzycznych eksperymentatorów i odważnych poszukiwaczy. Na swoich dotychczasowych płytach zwinnie mieszali jazz z elementami elektroniki a ich muzykę cechowała duża energia – łatwo wpadający w ucho groove był kręgosłupem, na którym opierały się rozbudowane kompozycje.
Nowy album jest szokiem zarówno dla zagorzałych fanów, jak i dla krytyków muzycznych. Jaga Jazzist wymienili samplery na gitary, co przekształciło ich muzykę z elektroniki eksperymentalnej w prog-rocka. Na płycie jest oczywiście mrowie sampli, jednak zostały one umieszczone o wiele głębiej w tle. Wykorzystywane także na wcześniejszych płytach archaiczne rodzaje instrumentów klawiszowych uzyskały w tym kontekście całkowicie nowe znaczenie. W sumie całość brzmi nieraz jak wspólne nagranie King Crimson z małą orkiestrą instrumentów dętych. Kilka szczypt zespołu Sigur Rós z Islandii – et voilá!
Ludzie, którzy nie znali wcześniej tego zespołu, bywają zachwyceni – z kolei fani z goryczą wspominają starsze nagrania „The Styx” i „A Livingroom Hush”. I w sumie nie ma się czemu dziwić – odbiór płyty jest bardzo zależny od osobistych preferencji. Gradacja utworów na nowej płycie pozostawia wiele do życzenia, są one raczej przeznaczone do spokojnego wysłuchania w wygrzanym fotelu, brak im gwałtownych zrywów, czasem przynudzą powtarzające się motywy – chociaż powyższe wady stają się plusem w świetnie się stopniującym utworze „Swedenborgske Rom”, w którym zwiewna linia instrumentów dętych przeplata się z anielskim chórem i smętnym, monotonnym fortepianem, by wtopić się w apokaliptyczny ryk gitar i trąbek zawalonych warstwami echa. Szczytowanie albumu.
Szkoda tylko, że nie zostało trochę więcej duszy dla reszty płyty. Chodzi jednak o dziełko świetnie zagrane i wyprodukowane, które na pewno znajdzie swoich słuchaczy. Może zresztą służyć jako niezły pomost między dwoma światami – fani zespołu może odkryją dzięki niemu płyty starych zespołów prog-rockowych, a ci drudzy być może poprzez starsze płyty Jaga Jazzist poduczą się trochę elektroniki.
Czort znajet. Ja poczekam na następną płytę.