2006 – Zero 7 – Garden

Zero 7 - 2006 - GardenNa rynku płytowym można się spotkać z dziesiątkami płyt nagranych przez sfrustrowanych producentów – ludzi , którzy harują i szlifują pomysły innych, by patrzeć, jak ci zlizują śmietankę. Raz na jakiś czas takiemu producentowi wali na łepek, zamyka się w studio i wypoci niebywale dopracowaną, złożoną i … nudną płytę, na którą czeka zasłużone zapomnienie. Miło jednak stwierdzić, że ten stereotyp nie zawsze musi się sprawdzać.

Zero 7 było zawsze porównywane do francuskiego projektu Air, bowiem pomimo wyraźnego rękopisu mają rzeczywiście parę wspólnych cech – w centrum stoi zawsze dwójka zdolnych producentów, w obydwóch przypadkach mocno wyczuwamy inspiracje muzyką lat 60 – tych przemieszane z nowoczesną elektroniką w stylu chill-out, lounge, downtempo (jak zwał, tak zwał – ważne, że dużo melodii i klimatu). Te składniki znajdziemy oczywiście na najnowszym krążku Zero 7, całość jest dodatkowo podrysowana po prostu boskim wokalem kobitki o nazwisku Sia Furler, oraz głosem szwedzkiego barda José Gonzalesa (dziwne nazwiska mają ci Szwedzi). Ten ostatni mógłby być świetnym imitatorem Arta Garfunkela (utwór “Future”), co w połączeniu z retro aranżacjami Zero 7 już w ogóle przenosi nas na trawy Woodstocku. Ciarki przechodzą po plecach, kiedy w ostatniej minucie utworu “The Pageant of the Bizarre” prawie gospelowy głos panny Furler zawodzi ponad kilkuosobowym chórkiem żywcem wyciętym z płytki Beatlesów. Następną solidną porcję można odnaleźć w ostatnim kawałku “Waiting To Die”, podkręconym przez rześką sekcję instrumentów dętych. O jezusicku, ileż ekspresji! Dobra, nie ma niczego odkrywczego, nie ma buntu, ale jest mozaika pomysłów, dźwięków, nastrojów.

Najnowszy krążek Zero 7 jest przyprawiony trochę inaczej, niż starsze nagrania. W odróżnieniu od tych wcześniejszych, eterycznych i prawie niematerialnych kompozycji, te utwory są bliskie, tak jakby kapela grała w Waszym pokoju. O ile starsze rzeczy mogły być pięknym tłem dla jesiennego spaceru, te nowsze tętnią ospałą jeszcze lekko, ale budzącą się z każdym ruchem wiosną.

A już myślałem, że cuś mi po tych śnieżycach mózgownica wymarzła i żadna muzyka mnie nie ucieszy.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *