Katastrofa

Każdy lubi sobie ponarzekać od czasu do czasu. A to pogoda do niczego, to znowu nikt nas nie lubi, albo nie ma pieniędzy i nie wiadomo, skąd je zdobyć, albo z kolei są i trza się głowić, gdzie je ukryć albo w co inwestować. Jakoś unika naszej uwadze prosty fakt, że tak naprawdę, to niezła z nas grupka szczęściarzy.

Dlaczego? Dane nam było urodzić się i żyć sobie w Europie Środkowej na progu XXI wieku. Nie ma tu jeszcze brutalnego kapitalizmu i problemów z imigrantami jak na Zachodzie, nie ma już biedy i bezrobocia jak na Wschodzie. Od prawie dwudziestu lat żyjemy we względnie wolnym kraju. Od czterdziestu lat nikt nie najechał na nas z czołgami a od pół wieku na naszym terenie nie było wojny. Polsat zlikwidował audycje disco polo.

Jeden z ilustratorów stworzył niedawno dowcip rysunkowy, w którym pan wrzucający kopertę do urny wyborczej mówi „Nie odważyłem się jeszcze użyć rozumu. W trakcie wyborów kieruję się wyłącznie instynktem samozachowawczym.” Jak dobrze, że możemy się pośmiać a wybierać z własnej woli, nie przeciwko jednej straszliwej sile albo – odwrotnie – zgodnie z odgórnymi dyrektywami.

A bo tak naprawdę nad Europą rzeczywiście zbiera się kilka chmurek. Konflikty kulturowe, rosnące preferencje ekstremistów prawicowych oraz lewicowych, niezbyt pozytywne stosunki Rosji i Wujka Sama, Kim i jego bomba, ptasia grypa oraz kluby „techno szerzące zło” (to ostatnie to cytat z konferencji o stanie kultury, która odbyła się w tym tygodniu na UŚ-u). Aha – jeszcze „zły” cholesterol. Mimo tych zagrożeń powinniśmy jednak wyrobić sobie nawyk zatrzymania się od czasu do czasu i podziękowania Bogu o stu imionach za to, że wszystkie te rzeczy zagrażają nam – ale w tej, bieżącej chwili nie łamią nam kręgosłupów.

Widziałem niedawno film o wojnie w Bośni. Zwęglone zwłoki, ślady kul na ścianach, czołgi przejeżdżające przez opustoszałe wioski. Najbardziej ruszyły mnie krajobrazy oraz ujęcia zwykłych ludzi. Klimat europejski, kontynentalny. Asfaltowy chodnik, szopa, garaż, kino, alejka drzew koło przystanku autobusowego, starsze kobiety z chustami na głowach. Wszystko tak, jakby odegrało się w Ligotce Kameralnej, w Karwinie, w Wędryni.

Takie rzeczy zdarzały się kilkaset kilometrów od nas. A my wpadamy w depresję, kiedy popsuje nam się antena telewizyjna albo ktoś nas wyprzedzi w kolejce.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *