Inglourious Basterds to kolejny sukces kasowy Quentina Tarantino. Reżyser definitywnie zrezygnował z kina w klasycznym rozumieniu, prezentując kolorową, popkulturową miazgę – towarzyszy temu niestety także pogłębiający się upadek warsztatu i techniki filmowej.
W dzikiej mieszance faktów i fikcji poznajemy amerykańskie komando Żydów, które zostaje wyrzucone w Europie za linie wroga, aby siać zgrozę i postrach w szeregach Fryców. Oddziałem dowodzi Brad Pitt z soczystym południowym akcentem, który razem ze swoimi ziomkami katuje i skalpuje przygodnie napotkanych nazistów, uwalniając za każdym razem tylko jednego Niemca, któremu uprzednio wycina na czole swastykę nożem myśliwskim.
Eskapady grupy mocnego uderzenia tworzą jednak zaledwie ramę dla głównej historii – historii młodej Żydówki Shosanny, której rodzina została zamordowana przez pułkownika Hansa Landę (prototyp chłodnej aryjskiej szui). Po kilku latach Shosanna zostaje właścicielką kina, w którym ma się odbyć pokaz filmu propagandowego. Gdy okaże się, że film obejrzy elita Trzeciej Rzeszy włącznie z Cholerycznym Adim, a o bezpieczeństwo imprezy zatroszczy się właśnie Szuja Landa, Shosanna i jej czarnoskóry kochanek (ech) postanowią połączyć przyjemne z pożytecznym i obmyślą plan widowiskowej zemsty oraz zagłady nazistowskiego pomiotu.
Film przypomina maniakalne przełączanie kanałów amerykańskiej kablówki – krew, strzelanki i hitlerowcy w komiksowym stylu, w tle westernowa muzyka Ennio Morricone, plus Lalo Schifrin i Dawid Bowie, tu miłość, tam dramat, ówdzie komedia. Są też klasyczne, cięte Tarantinowskie dialogi, które niestety coraz częściej przeradzają się w niekończące się potoki bełkotu. Strumień świadomości, ale bez pomyślunku; świetna zabawa wielkiego dziecka – reżyser przeszedł na plastikową stronę mocy i otwarcie się do tego przyznaje. Nie chcę być złośliwy, ale być może to pierwszy przypadek jego odwagi artystycznej od czasów Pulp Fiction.
No to byliśmy na dwóch innych filmach kolego.Jeżeli wg. Ciebie reżyser skupił się w tym filmie na przedstawieniu jatek,strzelanin i krwi to radzę obejrzeć film jeszcze raz ( z angielskimi napisami jeżeli znasz dobrze ten język) i skupić się na dialogach i grze aktorów.Nie mam czasu Cie przekonywać, każdy z nas ma inne zdanie, film może się nie podobać ale najpierw trzeba go obejrzeć uważnie.
@Adam : oczywiście, są gusta i guściki. Na pewno nie pisałbym recenzji bez uważnego obejrzenia filmu … Bękarty niestety mogą być wszystkim, tylko nie przykładem starannego warsztatu – jedyna scena, która przypomniała mi stare czasy, to rozmowa Landy z farmerem na samym początku.
Niestety Tarantino z biegiem czasu zdaje się tracić nie tylko zdolność do pisania dialogów (najbardziej znaczącą porażką był dotychczas totalny kolaps dialogów w Death Proof), ale też do umiejętnego przechwytywania i przerabiania wątków technicznych swoich mistrzów.
Ja mogę z kolei polecić ponowne obejrzenie filmu i zwrócenie uwagi na przykład na zdjęcia (ruch kamery, kąty ustawienia, kompozycje) – pod tym względem to jeden z najbardziej mdłych filmów tego roku. A dowodem na to, że Tarantino umie świetnie sobie radzić z obrazem, może być właśnie np. Death Proof.