Recenzja – Bękarty Wojny

Inglourious Basterds to kolejny sukces kasowy Quentina Tarantino. Reżyser definitywnie zrezygnował z kina w klasycznym rozumieniu, prezentując kolorową, popkulturową miazgę – towarzyszy temu niestety także pogłębiający się upadek warsztatu i techniki filmowej.

20090520_basterds_560x375

W dzikiej mieszance faktów i fikcji poznajemy amerykańskie komando Żydów, które zostaje wyrzucone w Europie za linie wroga, aby siać zgrozę i postrach w szeregach Fryców. Oddziałem dowodzi Brad Pitt z soczystym południowym akcentem, który razem ze swoimi ziomkami katuje i skalpuje przygodnie napotkanych nazistów, uwalniając za każdym razem tylko jednego Niemca, któremu uprzednio wycina na czole swastykę nożem myśliwskim.

final-pitt-basterd.jpgfinal-melanie-basterd

Eskapady grupy mocnego uderzenia tworzą jednak zaledwie ramę dla głównej historii – historii młodej Żydówki Shosanny, której rodzina została zamordowana przez pułkownika Hansa Landę (prototyp chłodnej aryjskiej szui). Po kilku latach Shosanna zostaje właścicielką kina, w którym ma się odbyć pokaz filmu propagandowego. Gdy okaże się, że film obejrzy elita Trzeciej Rzeszy włącznie z Cholerycznym Adim, a o bezpieczeństwo imprezy zatroszczy się właśnie Szuja Landa, Shosanna i jej czarnoskóry kochanek (ech) postanowią połączyć przyjemne z pożytecznym i obmyślą plan widowiskowej zemsty oraz zagłady nazistowskiego pomiotu.

Film przypomina maniakalne przełączanie kanałów amerykańskiej kablówki – krew, strzelanki i hitlerowcy w komiksowym stylu, w tle westernowa muzyka Ennio Morricone, plus Lalo Schifrin i Dawid Bowie, tu miłość, tam dramat, ówdzie komedia. Są też klasyczne, cięte Tarantinowskie dialogi, które niestety coraz częściej przeradzają się w niekończące się potoki bełkotu. Strumień świadomości, ale bez pomyślunku; świetna zabawa wielkiego dziecka – reżyser przeszedł na plastikową stronę mocy i otwarcie się do tego przyznaje. Nie chcę być złośliwy, ale być może to pierwszy przypadek jego odwagi artystycznej od czasów Pulp Fiction.

2 Comments

  • No to byliśmy na dwóch innych filmach kolego.Jeżeli wg. Ciebie reżyser skupił się w tym filmie na przedstawieniu jatek,strzelanin i krwi to radzę obejrzeć film jeszcze raz ( z angielskimi napisami jeżeli znasz dobrze ten język) i skupić się na dialogach i grze aktorów.Nie mam czasu Cie przekonywać, każdy z nas ma inne zdanie, film może się nie podobać ale najpierw trzeba go obejrzeć uważnie.

  • @Adam : oczywiście, są gusta i guściki. Na pewno nie pisałbym recenzji bez uważnego obejrzenia filmu … Bękarty niestety mogą być wszystkim, tylko nie przykładem starannego warsztatu – jedyna scena, która przypomniała mi stare czasy, to rozmowa Landy z farmerem na samym początku.
    Niestety Tarantino z biegiem czasu zdaje się tracić nie tylko zdolność do pisania dialogów (najbardziej znaczącą porażką był dotychczas totalny kolaps dialogów w Death Proof), ale też do umiejętnego przechwytywania i przerabiania wątków technicznych swoich mistrzów.
    Ja mogę z kolei polecić ponowne obejrzenie filmu i zwrócenie uwagi na przykład na zdjęcia (ruch kamery, kąty ustawienia, kompozycje) – pod tym względem to jeden z najbardziej mdłych filmów tego roku. A dowodem na to, że Tarantino umie świetnie sobie radzić z obrazem, może być właśnie np. Death Proof.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *