Od jakiegoś czasu z niedowierzaniem śledzę renesans różnych ruchów ezoterycznych i pseudonaukowych. Tym razem zabobon o dziwo nie szerzy się na wsi zabitej dechami, ale w dużych miastach, wśród przedstawicieli klasy średniej.
Niedawno znajoma zaproponowała dla żartu, że może ci przeciwnicy nowoczesnej medycyny i techniki (generalnie wszystkiego, co może podnieść jakość i średnią długość życia), chcą po prostu doprowadzić do pandemii, która w końcu zmiecie ludzkość z powierzchni ziemi. Oto jak mogłyby wyglądać przemyślenia takiego osobnika:
Chęć zgładzenia wszystkich ludzi odkrywałem w sobie stopniowo. Najczęściej myślałem o tym w chwilach trwogi egzystencjalnej, sącząc czwartą lampkę wina na naszej łososiowej kanapie z Ikei i oglądając w lusterku pierwsze zmarszczki mimiczne. Z reguły było to pod wieczór, kiedy syn, Brajan, nie wrócił jeszcze z zajęć w swoim elitarnym gimnazjum, a żona szlochała w łazience, bo instruktorzy pilatesu znowu ogłosili strajk.
Z Brajanem też zawsze były problemy. Żona mówi, że to przeze mnie, ponieważ nie załatwiłem jej wtedy porodu w wodzie z delfinami. Teraz już za późno, nie pomaga nawet feng shui – obawiam się, że syn musi nauczyć się żyć ze swoimi felernymi czakrami.
Ostatecznie postanowiliśmy, że skoro sami się staczamy, to pociągniemy za sobą też innych. Wdrożyliśmy więc prostą strategię, która pozwoli nam szybko, łatwo i tanio ograniczyć światową populację. Zaczęliśmy na przykład aktywnie wspierać ruchy antyszczepionkowe i chodzić na pikiety przeciwko genetycznie modyfikowanym uprawom, aby ci z was, którzy nie poumierają w epidemiach, padli przynajmniej z głodu.
Szukamy też alternatywy dla medycyny konwencjonalnej – najlepiej czegoś drogiego, odpowiednio zacofanego i nieskutecznego. Obecnie decydujemy się między homeopatią a medycyną chińską. Ja skłaniam się w stronę drugiej opcji, ponieważ spełnia nie tylko trzy powyższe kryteria, ale dodatkowo truje tysiące Azjatów metalami ciężkimi, napędza nielegalny handel i powoduje nieodwracalne szkody ekologiczne. Dwa lata temu dzięki naszym wysiłkom udało się raz na zawsze unicestwić podgatunek nosorożca czarnego. Aleśmy popili!
Na razie wszystko wskazuje na to, że zmierzamy w dobrym kierunku. Ilość zaszczepionych dzieci w miastach spada, a całe rodziny inwestują w szarlatańskie metody leczenia, które nie dość, że nie działają, to często są wręcz niebezpieczne! Powstają na przykład liczne grupy ludzi, którzy starają się leczyć przy użyciu płynu do dezynfekcji basenów. Płakałbym ze szczęścia, gdyby chlor nie wypalił mi wcześniej kanalików łzowych.
Niestety są tacy, którzy starają się sabotować nasze działania. Na przykład Heniek, znajomy lekarz, ciągle nakłania mnie do zaufania ekspertom. Dobrze, może i nie rozróżniam mejozy od mikozy, ale przeprowadziłem swój risercz w Googlu i na forach, więc specjaliści i ich fakty mogą mi naskoczyć.
Miewam ostatnio taką wizję – ja, żona i Brajan kuśtykamy na nogach pokrzywionych przez polio w stronę słońca. Wprawdzie Heniek, idiota, mówi, że to tylko halucynacje spowodowane przez chorobę i niedożywienie, ale ja mam to głęboko w aurze. Zresztą – kto by słuchał sprzedawczyka z lobby farmaceutycznego?*
* Uwaga autora: Nasz stereotypowy ezoterrorysta jest postacią fikcyjną, jednak wszystkie wydarzenia, zjawiska i ruchy społeczne wymienione w tekście są całkowicie prawdziwe. Tak, włącznie z eksterminacją nosorożców i piciem dezynfekcji do basenów.