Czarny huhumor

Tak jakoś Bozia nas ulepiła, że czym ciężej nam na duchu, tym bardziej skłonni jesteśmy do kpin. Klasycznym przykładem tego rodzaju sytuacji jest humor z czasów okupacji hitlerowskiej – owo klasyczne „butem w mordę”, którym witały dzieci przechodzące patrole niemieckie. Albo dowcip o dziecku, które zostało samo w domu. Nagle słyszy walenie do drzwi, podbiega i pyta : „Ktio tiam?” a z drugiej strony pada odpowiedź : „Gestiapko.” Nie chodzi tutaj o cyniczne nabijanie się z czasów, w których ginęli ludzie. To autentyczny humor warszawskiej ulicy, sposób, w jaki ludzie radzili sobie z przytłaczającą sytuacją.

Czym czarniejszy humor, tym lepiej wyzwala nas od frustracji osobistych lub narodowych (wice typu „Mój dziadek zginął w obozie koncentracyjnym. Spadł z wieży strażniczej”). Radzimy sobie z rzeczywistością w chwili, gdy potrafimy się z niej śmiać.

Serwery z dowcipami podbił niedawno obrazek wycięty z filmu rejestrującego moment egzekucji Saddama Husajna. Autor stworzył dwusekundową sekwencję odtwarzaną ciągle w przód i w tył, co sprawiało wrażenie, że Saddam skacze na stryczku jak Gumiś. Niesmaczne – owszem. Ale żart ten ukazał się w chwili, kiedy cały proces sam w sobie zaczynał już  przypominać fraszkę.

Antropolodzy kultury zauważyli, że nowa sytuacja w Polsce spowodowała bujny rozwój folkloru Internetowego. Anglicy podobno opowiadają sobie dowcip – wiecie jaka jest różnica między Polakiem a kosmitą ET? … ET umie mówić po angielsku i chce wrócić do domu.

A Polacy śmieją się z tego, podobnie jak ze stwierdzeń, że drugą stolicą Polski już nie jest Kraków, ale Dublin.

W zeszłym tygodniu zastrzelił się kompozytor Karel Svoboda. Moim zdaniem dowcipy opowiadające o tym zdarzeniu są mniej szkodliwe, niż zawistne wylewanie żółci albo – odwrotnie – stawianie niezasłużonych pomników. Svoboda był zręcznym i robotnym rzemieślnikiem,  żadnym genialnym twórcą natchnionym przez Boga. Gdzie mu było do Kilara lub Preissnera. Pracował twardo, ale też w czasach komuny bratał się z władzami i – jak wspomina krytyk Rejžek – potrafił pociągnąć za właściwe sznurki, by „załatwić sobie” pozytywną recenzję w państwowym czasopiśmie.

Jego śmierć jest więc smutna i tragiczna tak, jak zgon każdego innego człowieka. A ze śmierci też zwykliśmy żartować. Wcale mnie więc nie zdziwiło, że już następnego dnia po zdarzeniu zaczęła krążyć parafraza starego dowcipu o Kurcie Cobainie, który odszedł w podobny sposób dwanaście lat temu (a dowcip opowiadali sobie nawet jego fani). Owa wersja brzmiała tak – Cobain wchodzi do sklepu z bronią i długo wybiera. W końcu bierze jeden pistolet na dwutygodniowy okres próbny, mówiąc do sprzedawcy „Nechám si to projít hlavou”.

Okres początkowego szoku trwał więc bardzo krótko. W przypadku tsunami sprzed dwóch lat, powodzi z 97 roku czy ataków na World Trade Center lawina dowcipów posypała się dopiero po kilku tygodniach czy -ąmiesiącach.

Humor nie ma granic. I nie powinien mieć. Jak mówi znane powiedzenie, które na pewno nie powstało w zbyt szczęśliwych czasach – „sranda musi być, aji jakby starzika wieszali”.

4 Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *