No i znowu przetoczyła się na łamach naszej prasy fala dyskusji – tym razem na temat, który tak niewinnie nadgryzła w swych tekstach jedna z autorek rubryki „Pudło”. Wnikliwy obserwator wcześniejszych walk na pióra łatwo mógł przewidzieć przebieg tej najnowszej. Nieważne, czy kontrowersyjny tekst dotyczy problematyki tożsamości, jakości środków transportu czy też migracji kaczek krzyżówek – bardzo szybko tematyka zgrabnie i powabnie przeskakuje na oskarżenia o brak patriotyzmu, by na koniec, niczym ostatni fajerwerk w pokazie sztucznych ogni, rozbłysnąć odnowionym w całej okazałości konfliktem generacyjnym.
Ciekawą rzeczą jest to, że my, żyjący na pograniczu, stale nie jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić obu kultur, które dzieli Olza. Na wielu ludzi – jak już pisałem jakiś czas temu – jakakolwiek krytyka polskości działa jak płachta na byka.
Czy jestem mniej wartościowym członkiem naszej społeczności, kiedy na podstawie własnych wielokrotnych doświadczeń stwierdzę, że polskie pociągi naprawdę wloką się strasznie a autobusy bywają w opłakanym stanie? O ile stwierdzę, że polskie filmy ostatnich kilkunastu lat w większości wypadków raczej słabo wychodzą w porównaniu z czeskimi? Kiedy orzeknę, że ani polska jedynka, ani dwójka nie umywa się do drugiego programu czeskiej telewizji państwowej? Gdy powiem, że o ile czeska biurokracja jest czyśćcem, to tę polską można określić po prostu jako inferno?
Wyważę to z kolei twierdzeniami, iż według mojego skromnego zdania polska muzyka rozrywkowa jest co najmniej o jedną klasę wyżej nad szarą rzeczywistością czeskiego „szołbiznesu”, radiowa Trójka absolutnie nie ma konkurencji w południowym eterze a nad czeską propagacją nowości książkowych można by siąść i płakać.
Co złego w powiedzeniu, że Czesi mają lepsze piwo a Polacy smaczniejsze wędliny?
Oczywiście najładniej byłoby, gdyby młodzi redaktorzy opisywaliby z entuzjazmem, jak to radosna zorza poranka wita ich każdego szkolnego dnia. Myślę jednak, że gdyby zamiast referowania o – powiedzmy – źle utrzymanych ubikacjach na uczelni zaczęli pisać o tym, jak to w ubiegły wtorek znowu stwierdzili z zachwytem, że w ich pokoju działa prysznic, moglibyśmy z niepokojem podejrzewać naszą młodzież o wzmożone używanie środków halucynogennych.
Tak po prostu nie jest – żurnalistyka powinna wskazywać problem, stawiać pytania. Optymizm i euforię zostawmy sobie na Gorolskie Święto i Festiwal PZKO.
O ile znów nie będzie lało, jak zawsze.
Do cholewy z taką pogodą.