Szczęście w nieszczęściu spotkało nas w trakcie klęski żywiołowej, która dotknęła tegoroczny festiwal Pohoda w słowackim Trenczynie. Jeszcze rano tego feralnego dnia skwar wyganiał ludzi z namiotów, jednak wkrótce zaczęły nadciągać ciemne chmury. Wiadomość o szybko zbliżającej się wichurze złapała nas w jednym z dużych namiotów.
.
.
Organizator poinformował nas o tym, że wiatr może osiągać szybkość do 120 kilometrów na godzinę i doradził wszystkim, aby nie wracali na pole namiotowe i pozostali w obiekcie, ewentualnie schronili się w którejś z zadaszonych scen. W trakcie sprintu przez cały teren festiwalu widziałem grupy ludzi biegających w różne strony, więc podejrzewam, że informacja musiała szerzyć się szybko. Dobiegliśmy do namiotu i ostatecznie zadecydowaliśmy, że jednak zostaniemy w nim i nie wrócimy ukryć się pod sceną O2, która była najbliżej. Wyszedłem umyć ręce, a wracając byłem świadkiem pierwszego uderzenia wichury – zostałem na zewnątrz, by trzymać konstrukcję naszego namiotu, dzięki czemu mogłem obserwować przebieg wydarzeń.
Festiwal mieści się w środku dużej niecki i wiatr uderzył w niego dokładnie od strony głównego wejścia. Namiot O2 mieścił się na końcu pustego pasa startowego, w dodatku był ustawiony szerokim bokiem, więc od początku musiał otrzymywać najcięższe razy. Najpierw nadciągnęły granatowe burzowe chmury, następnie cały widnokrąg pokryło ołowiane niebo – wichura przyniosła z sobą gęsty deszcz, który ukrył góry otaczające całą nieckę i ograniczył widoczność zaledwie do kilkuset metrów. Już w tym momencie ludzie zaczynali uciekać z festiwalu. Wiatr unosił worki ze śmieciami, papiery i ubrania, szarpał płachty, które pokrywały wszystkie sceny festiwalowe.
W pewnym momencie zobaczyłem, jak płócienny dach sceny O2 unosi się w górę, pęka w połowie i znika pod dachami namiotów stojących bliżej. W ciągu dwóch minut ze wszystkich stron zaczęły nadjeżdżać karetki – kolega rozmawiał z ludźmi, którzy znajdowali się w bezpośrednim pobliżu zawalonego namiotu i pomagali wyciągać ludzi paskudnie poharatanych przez ciężką metalową konstrukcję. W tej chwili dowiedzieliśmy się o jednym martwym i kilku rannych ludziach – liczba rannych rosła z każdą następną wieścią.
Video – nagranie wypadku, widok z zewnątrz
Video – ostatnie sekundy przed zawaleniem się namiotu
Video – zawalenie się namiotu, akcja ratunkowa (uwaga, drastyczne ujęcia)
Po pół godzinie wichura ustała i pozostała jedynie gęsta ulewa – szybko spakowaliśmy swoje manatki i staraliśmy się opuścić pole namiotowe. Niestety okazało się, że cały wewnętrzny teren festiwalu został zamknięty, tysiące ludzi opuszczały imprezę przez tylną bramę. Niecałe dwie godziny zajęło nam okrążenie całej powierzchni lotniska, by dotrzeć do parkingu stojącego przy wejściu i mieszczącego około 6000 samochodów. Po drodze widzieliśmy dziewczynę doznającą ataku histerii, kolejni ludzi stali na poboczu i wzajemnie opatrywali sobie drobne rany. Zobaczyliśmy też, że z namiotu, z którego uciekliśmy przed nadejściem wichury, pozostała jedynie metalowa konstrukcja i strzępy płótna. Deszcz padał tak rzęsiście, że po dotarciu na miejsce woda lała się z ubrań ciurkiem. Na parkingu powstał ogromny korek, przez godzinę nie mogliśmy ruszyć samochodem z trawnika, udało nam się wyjechać po ponad dwóch godzinach.
Żywioły zakończyły przedwcześnie imprezę, która mogła należeć do jednej z najbardziej udanych edycji – 33.000 widzów nie zdążyło obejrzeć występów gwiazd, które miały odbyć się właśnie w sobotni wieczór.
Zdjęcia z Pohody – Jan Šibík – http://www.reflex.cz/Clanek36957.html