W kontekście czeskich wyborów prezydenckich po raz kolejny dziwi mnie, jakie postacie przekonują nas o tym, kto jest najlepszym politykiem i kto zasługuje na nasz głos. Czy to nie jest trochę tak, jakbyśmy chodzili po poradę lekarską do fryzjera?
Na mojej prywatnej liście ulubionych muzyków znaleźć można ludzi wybitnie utalentowanych, osoby oryginalne i bezkompromisowe. Z tym, że – spróbuję to powiedzieć w miarę delikatnie – osoby te często nie były tytanami umysłu. Wszyscy też wiemy, że z reguły trudno stawiać je za wzór ogłady, finezji i trzeźwego myślenia.
Cenię z kolei Becka, Henry’ego Rollinsa lub Franka Zappę nie tyle ze względu na ich twórczość, co właśnie za szerokie horyzonty intelektualne i poziom wypowiedzi. Zappa zresztą stwierdził kiedyś, że „żurnalistyka muzyczna to ludzie, którzy nie potrafią pisać, robiący wywiady z ludźmi, którzy nie potrafią mówić, dla ludzi, którzy nie potrafią czytać”.
Nie wymagamy od piekarza, aby biegle rozwiązywał rachunki różniczkowe i nie oceniamy zdolności chirurga na podstawie tego, czy jest w stanie zaimprowizować etiudę pantomimiczną na temat „spadająca sosna”. A aktorzy? Wprawdzie nie brakuje wśród nich ludzi inteligentnych i oczytanych, ale cechy te nie są koniecznym warunkiem udanej kariery w showbiznesie. Oglądając telewizję odnoszę czasem wrażenie, że mogą wręcz zaszkodzić.
Nie, nie mam problemu z tym, że zespoły muzyczne i postacie z seriali występują na wiecach wyborczych polityków. Wiem, że robią to te same osoby, które nie wstydzą się użyczać swoich twarzy pożyczkom bankowym, podpaskom albo lekarstwom na prostatę. Reklama to reklama, kasa to kasa. Bardziej intryguje mnie fakt, że niektóre gwiazdy i gwiazdeczki przepełnione są autentycznym poczuciem misji. Uważają, że stęskniony naród czeka, aż sypną złotem z ust. Tyle, że w prawdziwym życiu nikt nie pisze im mądrych kwestii, muszą same wietrzyć zakamarki swoich łepetyn. I tu zaczyna się problem.
Jeżeli chodzi o ważne decyzje polityczne i społeczne, to chętnie wysłucham opinii fachowców. Dlaczego miałaby mnie obchodzić rada wielokrotnie rozwiedzionego alkoholika i kokainisty, który dwa razy w roku trafia na okładki brukowców, bo rozebrał się do naga w jakimś barze? Dlaczego miałyby mnie wzruszać gromkie przemówienia aktora, który przed rewolucją tym samym ciepłym głosem, z taką samą iskrą w oku recytował ody do partii?
Każdy ma prawo do swojego zdania. I ja cenię poglądy naszych maskotek z ekranów – tak samo, jak szanuję poglądy każdego obywatela. Sąsiada z dwójki, ekspedientki w hipermarkecie, dyrektora zakładu, myśliwego, programisty. Tyle, że nie chodzę do nich po radę. Aktorom, muzykom i akrobatom cyrkowym też dziękuję.