Stare, dobre Buty. Trudno mi pisać obiektywną recenzję, bo mnię nostalgia takowa rozpiera, że aż strach. Wyrosłem bowiem na twórczości tej kapeli, która od dawien dawna łączyła muzyczny perfekcjonizm aranżacji i wykonania z rozkosznie infantylnymi melodyjkami i tekstami na granicy lekkiego upośledzenia psychicznego. Można ich lubić albo kręcić nosem, trzeba jednak przyznać, że chociaż panowie czasami na prawdę wygłupiają się jak przedszkolaki, zawsze nadają temu nieskazitelną oprawę muzyczną. I w jakimkolwiek kierunku by nie poszli, zawsze im się udaje.
I tak w pięć lat po ostatniej zwykłej płycie i trzy lata po ostatniej składance kapela – nie bez bólów porodowych, jak sama twierdzi – sprowadziła na świat nowe dziecko, płytę “Votom”. Reakcje krytyki i fanów są entuzjastyczne. Ileż tu tego jest … można przebierać w tych muzycznych pomysłach i słownych igraszkach jak w bombonierze. Poza zwykłą mieszanką jazzu, różnych odmian rocku oraz folku czy latino (“Myšlenky”), znajdziemy tym razem nawet piosnkę wodniaków (“Starý vodopád”) a nawet nową koncepcję hymnu państwowego. W sapiącym ciężkim rockowym oddechem utworze “Karel spí” zanucą na wschodnią nutę instrumenty dęte i zawyje syntezator. Mnie zaś osobiście po prostu zwaliła z nóg delikatna, niespełna dwuminutowa perełka, krucha miłosna ballada “Pusinka na prdel”.
Co já bych lásko
Tady jenom ještě chtěl
Miláčku tobě dát
Pusinku na prdel
Tekst owiany śliczną wprost gitarą akustyczną oraz chórkiem męskim. No ja nie mogę.
Utwory zawarte na płycie są przemieszane z krótkimi wstawkami recytacji zboczonek słownych Pastrňáka. Ten miszmasz zapewnia, że nikomu nie uda się rozgryźć najnowszego nagrania za pierwszym razem. Płyta z pewnością nie jest kierowana do mas, trzeba się trochę pomęczyć. Na pierwszy rzut ucha wydaje się, że nic nie wyrasta z tej dzikiej mieszanki inspiracji. Z każdym następnym przesłuchaniem wydostają się jednak na powierzchnię nowe i nowe bąbelki, tu solówka na saksofonie, tam szelest organów hammonda …
Nagranie jest też swoistą nauczką dla muzyków najmłodszej generacji, dla tych, którzy dopiero wdzierają się na sceny. W każdej chwili czuć bowiem, że muzykom z Butów jest (jak zawsze zresztą) zupełnie obojętne, czy dany utwór nie będzie zbyt skomplikowany, czy zagrają go w radio, czy też nie. Liczy się zabawa i komunikacja poprzez muzykę.
Nic tylko obuć buty i pofatygować się na koncert, bo tam są dopiero cuda i dziwy!